Idziesz do lekarza, nie działają e-recepty, bo platforma do ich wystawiania padła. Nie może Ci również wypisać e-ZLA, bo tam też nastąpił „fakap” i zwyczajnie nie da się nic zrobić. Mało tego, w urzędach komputery jeden po drugim padają ofiarą jakiegoś paskudnego ransomware’u, urzędnicy nie wiedzą co robić. Po pewnym czasie państwo okazuje się być sparaliżowane. Nie zarejestrujesz samochodu, nie wyrobisz dowodu osobistego. Wszystko leży i… wszystko płynie.
Przedsmak tego, co może się stać w takiej sytuacji mieliśmy już jakiś czas temu – wtedy to NotPetya zaatakował mnóstwo firm, ale również niektóre jednostki urzędowe w Europie doprowadzając do poważnych trudności w dostępie do usług państwowych (m. in. we Francji). Na szczęście, skutki dla infrastruktury krytycznej dla funkcjonowania kraju nie były wtedy ogromne – jednak takie biznesy jak Maersk poczuły wtedy, co oznacza wartość bezpieczeństwa w przedsiębiorstwie. Przestoje w świadczeniu usług były spore, a straty liczono w milionach euro. Utracone dane, zawalone kontrakty… to wszystko kosztuje. Nawet bardzo dużo.
Takie scenariusze już się odbywają. Spójrzmy na Luizjanę
Jeden ze stanów USA – Luizjana stał się ofiarą ataku cybernetycznego z użyciem niebezpiecznego ransomware. Gubernator John Bel Edwards potwierdził, że doszło do takiego incydentu i niektóre z serwerów infrastruktury rządowej przestały funkcjonować. Natychmiast wdrożono procedury bezpieczeństwa i… udało się przywrócić część danych oraz funkcjonalności. Niektóre usługi w dalszym ciągu są niedostępne, ale wszystko idzie w dobrym kierunku – Luizjana była całkiem dobrze przygotowana na taki scenariusz, a i atak sam w sobie nie był bardzo dotkliwy. Zwyczajnie, mogło być gorzej.
To tylko zajawka artykułu.
Jeśli chcesz przeczytać całość kliknij TUTAJ.