Monika N., 33-letnia Polka i matka dwójki dzieci, nie miała przy sobie 100 euro potrzebnych na kaucję. W kontekście Irlandii to zaledwie drobna suma, jednak była ona decydująca dla jej dalszego losu. Zamiast wrócić do domu, znalazła się za murami więzienia w Dublinie. Kilka godzin później, w izolacji celi, napisała na ścianie słowo, które wstrząsnęło jej bliskimi: „Przepraszam” – skierowane do swoich dzieci. To był jej ostatni apel.
TRAGEDIA BEZ WYJŚCIA
Śmierć Moniki N., mimo że tragiczna, nie była odosobnionym przypadkiem. Jej historia wstrząsnęła irlandzką opinią publiczną, skłaniając do ogólnokrajowej debaty na temat traktowania osób w szczególnej sytuacji życiowej – tych zmagających się z problemami psychicznymi, finansowymi oraz brakiem wsparcia. To tragedia, której można było uniknąć. Ostatnio sąd w Dublinie ponownie zajmował się tą sprawą, wydając orzeczenie mogące prowadzić do istotnych reform w systemie więziennictwa.
Monika N. mieszkała w Irlandii od ponad dekady. Pochodziła z Zakopanego i była jedynaczką. Jak informują irlandzkie media, w tym „Irish Mirror”, kobieta zmagała się z poważnymi problemami psychicznymi i życiowymi. Długo cierpiała na depresję, miała historię prób samobójczych, co zostało udokumentowane. Niestety, pomimo tych okoliczności, jej potrzeby nie zostały właściwie zrozumiane przez urzędników. Wiele osób zauważyło, że zabrakło tutaj potrzebnej wrażliwości.
ARESZTOWANIE I TRAGICZNY FINAŁ
Kobieta została aresztowana 3 października 2019 roku w swoim domu na podstawie nakazu sądowego za drobne naruszenie porządku publicznego. Po rozpatrzeniu jej sprawy, sędzia zdecydował o zwolnieniu Moniki za kaucją wysokości 100 euro. Niestety, miała przy sobie tylko 5 euro.
Nie mogąc opłacić kaucji, trafiła do szpitala po tym, jak okaleczyła się w celi sądowej. Lekarze uznali, że jej obrażenia są powierzchowne, a ona sama zaprzeczała myślom samobójczym. Ostatecznie trafiła do Dóchas Centre, więzienia dla kobiet w Dublinie, gdzie zaledwie 24 godziny później odebrała sobie życie.
ZWYCIĘSTWO BEZ NADZORU
Podczas przesłuchania w sądzie okazało się, że między funkcjonariuszami Gardy (irlandzkiej policji) a strażnikami więziennymi wystąpiło nieporozumienie. Garda twierdziła, że Monika podczas transportu do aresztu wspominała o zamiarach samobójczych. Pracownicy więzienia zaprzeczyli, że taka informacja do nich dotarła.
Monika została przydzielona do „wspólnej celi dla wrażliwych więźniów”, ale już następnego dnia była sama. Monitorowano ją co 15 minut; zaledwie osiem minut przed tragedią strażnik ją widział. Nikt nie dostrzegł, że jej stan psychiczny ulegał pogorszeniu.
CZY SYSTEM SIĘ ZMIENI?
Tylko teraz, pięć lat po tej tragedii, irlandzki system penitencjarny zaczyna dostrzegać problem. Sąd oraz ława przysięgłych, po przeprowadzeniu dochodzenia, w środę, 27 listopada, przedstawili szereg rekomendacji. W trakcie rozprawy naczelnik więzienia przyznał, że brakuje procedur gwarantujących właściwą opiekę więźniom z podwyższonym ryzykiem. Nowy system, oparty na standardowym szablonie przekazywania informacji, ma być niebawem wdrożony.
Na ścianie celi, w której Monika zakończyła swoje życie, wciąż widnieje wyryty napis: „Przepraszam”. To jedno słowo stało się niemym świadectwem rozpaczy matki, która do końca myślała o swoich dzieciach. Jej bliscy obecni w sądzie pokazali, że tragiczne odejście Moniki nie zostanie zapomniane. Jej historia stała się symbolem potrzeby reform oraz przypomnieniem o wartości ludzkiego życia.