W obliczu absurdalności, jaką niesie ze sobą zakaz jedzenia hot dogów w Korei Północnej, można tylko pomyśleć o ewentualnych reperkusjach, jakie miałby podobny przepis w demokratycznym kraju, na przykład w Polsce. W takim przypadku praktycznie co drugi kierowca musiałby stawić czoła konsekwencjom, gdyż hot dogi są niezwykle popularną przekąską, po którą sięgają miliony ludzi zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych. Reżim w Pjongjangu szczególnie z niechęcią patrzy na mieszkańców USA, co zaowocowało zakazem produkcji, handlu, a nawet spożywania tej kultowej potrawy. Okazuje się, że przywódca Korei Północnej nie tylko potępia Amerykanów za ich styl życia, ale także za ich preferencje kulinarne.
ANTIDOTUM NA AMERYKAŃSKI GUST KULINARNY
Kim Dzong Un, jako jeden z głównych przeciwników Stanów Zjednoczonych, zadecydował, że hot dogi — jako ikona amerykańskiej kuchni — nie mogą być wzorem do naśladowania dla obywateli Korei Północnej. Spożywanie hot doga, a także jego zakup czy samodzielne przygotowanie, może się zakończyć za kratami. Tego rodzaju zakaz zamiast zdumienia wzbudza jedynie oburzenie i smutek w najuboższej części społeczeństwa, które zostało pozbawione dostępu do popularnej potrawy.
SUROWE KONSEKWENCJE ZA NIESUBORDYNACJĘ
Według doniesień światowych agencji, dyktator miał ogłosić, że hot dogi są „zbyt zachodnie” dla jego narodów. Oznacza to, że mieszkańcy Korei Północnej muszą zrezygnować z przyjemności związanych z jedzeniem parówki w bułce, polanej keczupem lub musztardą. Każdy, kto zdecyduje się na złamanie tego zakazu, musi być przygotowany na surowe konsekwencje, takie jak pozbawienie wolności, a nawet trafienie do obozu pracy.
Co ciekawe, w Korei Północnej wciąż dozwolone jest jedzenie psów, co dodatkowo zwiększa absurd tej sytuacji. W kraju, gdzie jedno zakazane jest symbolem amerykańskiego stylu życia, inne wydaje się być całkowicie akceptowalne. Taki paradoks tylko utwierdza nas w przekonaniu o odmienności świata, w którym muszą żyć mieszkańcy tego zamkniętego reżimu.