Motorola RAZR miała być nowym rozdaniem w kręgu „składaków” i powiem tak: wyszło średnio, tak samo jak średni jest ten telefon. Kosztuje krocie, 1500 dolarów to w dalszym ciągu mnóstwo szmalu, ale nie oferuje tego, co flagowce. Składany ekran? To przecież nie wszystko. Ptaszki ćwierkają, że idea „składaka” się przyjmuje, a Samsung zbroi się na prawdziwy boom w tym segmencie. Ale co z tego? Nie wszyscy muszą jeść z nowo powstałego tortu, jakim jest „rynek składanych smartfonów”.
Wiele więc wskazuje na to, że Motorola RAZR w formie „składaka” to po prostu nieudany wystrzał z saletry i karbidu, taka zmoczona petarda, która sobie gniła w zatęchłej piwnicy. Odpaliła, błysnęła, ale ledwo huknęła. Przez branżę przewinął się jęk zawodu, że „to nie to”. Niektórzy mówią nawet o profanacji submarki RAZR, która kojarzona była zazwyczaj z urządzeniami najlepszymi w każdym calu. A „składak” RAZR przecież taki nie jest. Snapdragon 710? Będzie to działać, ale flagowce będą zjadać ten sprzęt na śniadanie.
Czytaj również: Motorola RAZR wygląda fajniej niż się spodziewałem
Nie skreślajmy jednak telefonu Motorola RAZR. Coś w nim jest
Podczas, gdy Samsung i Huawei obmyślili sobie, że będą robić z telefonów komórkowych tablety (takie coś już było, nazywało się to phablet i ostatecznie wielu z nas takie ma…), Motorola powiedziała, że nie – zrobi to inaczej. Sięgnie, może nie tyle do swoich korzeni, co do swoich poprzednich osiągnięć. Motorola RAZR (ta pierwsza) była „składakiem”, „clamshellem”, który można było złożyć i wygodnie włożyć do kieszeni. Jak na tamtejsze standardy była niezwykle smukła i elegancka. Jak ktoś miał taki telefon – był gość. Jak ktoś miał go w szkole, to najpewniej co tydzień jeździł na zakupy z rodzicami do Makro w większym mieście, a w wakacje wyjeżdżał nie nad Bałtyk, ale najbiedniej do Chorwacji.
Możecie mnie za to zlinczować: sama idea nowej RAZR mi się podoba. To zupełnie nowe podejście do „składaków”, nikt nie zdecydował się jeszcze wypuścić na rynek niczego, co łączyłoby ideę clamshella z technologią giętkich ekranów. Samsung i Huawei liczą na to, że z jednego, dużego smartfona zrobią tablet i klienci będą zadowoleni. Niech im się wiedzie jak najlepiej, na zdrowie – trzymam kciuki. Ale zważcie na to, że to nie jedyna szansa, jaka stoi przed „składakami”.
To tylko zajawka artykułu.
Jeśli chcesz przeczytać całość kliknij TUTAJ.