Rafał Trzaskowski, jeśli odniesie zwycięstwo nad Radosławem Sikorskim w prawyborach, nie może zapomnieć o błędach Kamali Harris. W przeciwnym razie kandydat PiS ma szansę zdobyć ostateczne poparcie w nadchodzących wyborach prezydenckich. Niezwykle istotne jest również ostatnie spotkanie przedstawicieli Donalda Trumpa z prezydentem Warszawy.
Świat z niedowierzaniem obserwuje krąg ludzi, którzy otaczają Trumpa, nie rozumiejąc, dlaczego nowa administracja w dużej mierze składa się z przeciwników szczepień i zwolenników Władimira Putina. Styl działania Trumpa od początku dawał do zrozumienia, że ta sytuacja nie jest przypadkowa.
To swoista gorzka pigułka dla liberalno-lewicowych wartości, które przez lata były pielęgnowane, w imię obrony demokratycznych zasad i poprawności politycznej. Zachód, z nadzieją na zachowanie tych ideałów, tymczasem zapomina o swoich zwolennikach. W obliczu tych zjawisk wielu polskich polityków zadaje sobie pytanie, czy podobna rewolucja miała już miejsce w Polsce, czy może dopiero nadchodzi.
Zygmunt Freud nauczył nas, że to, co jest tłumione, powraca w formie bolesnych symptomów. Trump oraz rosnące w Europie ruchy alt-right są odzwierciedleniem lęków społecznych, które były ignorowane przez mainstreamową politykę. Problem ten dotyczy zwłaszcza kwestii migracji, redefinicji płci oraz ideologii woke, która stworzyła swoiste inkwizytorów poszukujących „grzechów”.
Lewica, nawet w Polsce, wydaje się nie dostrzegać zagrożenia, sądząc, że te problemy same znikną. Bez krytycznej refleksji mainstreamu, nic się nie zmieni.
Przykładem tego jest kontrowersja wokół festiwalu Camerimage, kiedy Marek Żydowicz, jego szef, zaznaczył, że w sztuce najważniejszy jest talent, nie płeć. Jego słowa spotkały się z brutalną reakcją ze strony niektórych środowisk artystycznych, które oskarżyły go o mizoginę i zaściankowość. Te nadmierne poprawnościowe reakcje nie tylko szkodzą sztuce, ale również potęgują napięcia, które prowadzą do triumfu alt-right i Trumpizmu.
W dobie mediów społecznościowych, które zacierają granicę między rzeczywistością a iluzją, nie zapowiada się na powrót do tradycyjnych zasad debaty publicznej. Żyjemy w czasach, w których przyszłość jednostki, polityki czy praworządności może być kształtowana przez wirtualne trendy i kaprysy.
Trump i jego otoczenie są zatem symbolem dawnej stabilności, ale także przyczyniają się do rosnącej nieprzewidywalności sytuacji międzynarodowej.
W polskiej polityce dalekosiężne skutki wyborów w USA są wyraźnie zauważalne. Po przegranej demokratów, krajowi liderzy rywalizują o sympatię prezydenta elekta, starając się wykazać, że zawsze utrzymywali relacje z republikanami. W tym kontekście miało miejsce ważne wydarzenie polityczne, kiedy była republikańska ambasador USA w Polsce nazwała Rafała Trzaskowskiego swoim przyjacielem. Trzaskowski spotkał się również z przedstawicielami nowej administracji, którzy wcześniej rozmawiali tylko z Andrzejem Dudą.
To oznacza, że poważna polityka toczy się gdzie indziej, niezależnie od obecnych problemów. Amerykanie zdają sobie sprawę, że wpływ PiS na Pałac Prezydencki może wkrótce osłabnąć, zatem zaczynają rozmawiać z potencjalnymi przyszłymi partnerami. Jeśli jednak Trzaskowski, w przypadku wygrania prawyborów, popełni podobne błędy jak Kamala Harris, kandydat Jarosława Kaczyńskiego otrzyma szansę, by sięgnąć po zwycięstwo.
Przemysław Szubartowicz
Źródło/foto: Interia