W ostatniej odsłonie politycznego dramatu Zbigniew Ziobro, były minister sprawiedliwości, odniósł się do nałożonej na niego kary grzywny w wysokości 2 tysięcy złotych. Sąd Okręgowy w Warszawie ukarał go za niestawienie się na przesłuchaniu przed sejmową komisją śledczą ds. Pegasusa, alegując, iż był prawidłowo powiadomiony o terminie, ale zignorował wezwanie. Zamiast tego stawił się na przesłuchaniu w prokuraturze, gdzie złożył zeznania przez prawie cztery godziny bez wcześniejszego wezwania.
Sędzia „celebrytka” i „polityczna aktywistka”
„Sędzia kapturowa Anna Ptaszek ukarała mnie za to, że nie wziąłem udziału w przestępczych działaniach posłów zdelegalizowanej przez TK komisji ds. Pegasusa” — napisał Ziobro na platformie X, podkreślając zaangażowanie sędzi w „walkę przeciwko reformom sądownictwa”. Jego słowa odbijają nie tylko frustrację związaną z wymiarem sprawiedliwości, ale także rysują obraz starcia politycznego, które nie unika wzajemnych oskarżeń.
„Dziś to są już »nasi sędziowie«” — stwierdził w nawiązaniu do ostatnich wypowiedzi Rafała Trzaskowskiego. Być może Ziobro widzi w tym dowód na to, że sędziowie są w jakiś sposób związani z obozem rządowym, ale jego zapewnienia, że „wasi sędziowie mnie nie zastraszą, bo prawa przestrzegam”, brzmią co najmniej ironicznie, zwłaszcza w kontekście jego własnej historii jako szefa MS.
Uzasadnienie sądu i nieprzekonujące argumenty
W uzasadnieniu postanowienia stwierdzono, że nieobecność Ziobro na przesłuchaniu była przypadkiem „lekceważenia” jego obowiązków publicznych. Sędzia zaakcentowała, że jako były minister sprawiedliwości i aktualny poseł, powinien być wzorem dla innych i respektować prawo, które sam miał być powiernikiem.
Co ciekawe, sąd nie uwzględnił wniosku komisji dotyczącego maksymalnej grzywny, co sugeruje, że choć Ziobro naruszył prawo, kara mogła być dopasowana do jego dotychczasowego statusu. „Należało uznać, że kara ta, choć odpowiednio dotkliwa, nie powinna być jeszcze karą maksymalną” — zaznaczyła sędzia Ptaszek, co daje do myślenia dotyczące przyszłych spraw tego typu.
Całą sprawę można by podsumować jednym pytaniem: czy politycy są rzeczywiście ponad prawem, czy raczej zbyt często próbują ten stan rzeczy wykorzystać na swoją korzyść? W przypadku Zbigniewa Ziobry odpowiedź wydaje się ewidentna. Wymiar sprawiedliwości, w który miał tak wielką wiarę, znów stanął przed testem swej niezależności.