Dzisiaj jest 10 stycznia 2025 r.
Chcę dodać własny artykuł

Zdarzenie, które wstrząsnęło Polską. Sekrety trzeciego oficera ujawnione

Huragan był jedynie jednym z elementów składających się na tragedię. Nawet jeśli prom „Jan Heweliusz” był przeznaczony do zatonięcia, liczba ofiar wśród załogi i pasażerów mogła być znacznie niższa. Zatonięcie tego jednostki pozostaje największą morską katastrofą w powojennej historii Polski.

ROZPOCZYNA SIĘ TRAGEDIA

Rozkaz do opuszczenia pokładu został wydany na mostku przed godziną 4.30 nad ranem, w postaci ośmiu krótkich dźwięków oraz jednego długiego. W chwili wydania tego rozkazu prom przechylał się już o 30 stopni w lewą burtę, a załoga zdawała sobie sprawę, że huraganowy wiatr uderzający z prawej burty nie pozwoli na wyprostowanie jednostki. Po wysłaniu sygnału Mayday, eter zamilkł na kilka minut po piątej. „Jan Heweliusz” był już odwrócony stępką do góry i przez następne godziny dryfował na wodzie.

To miano nie powinno zmylić: prom odbył ponad 5 tys. rejsów na Bałtyku. Gdy wybrał się w swoją ostatnią podróż do szwedzkiego Ystad, na pokładzie znajdowało się ponad 60 osób. Udało się uratować jedynie dziewiątkę.

„Takiego Bałtyku nigdy nie widziałem. Fale były ogromne i waliły w kadłub, jakby miały go zmiażdżyć” – relacjonował jeden z uratowanych. Dziś wiemy, że przyczyny zatonięcia Heweliusza były bardziej złożone niż tylko skutki sztormu. Nawet jeśli sam prom nie był w stanie przetrwać, liczba ofiar mogła być znacznie mniejsza.

KATASTROFA ZAWODOWA

W ostatnią podróż „Heweliusz” wyruszył z dwuipółgodzinnym opóźnieniem z powodu przedłużających się napraw furty rufowej, która uległa uszkodzeniu kilka dni wcześniej. Gdy prom opuścił port, maszyna nie była jeszcze w pełni szczelna.

Prognoza na tę noc przewidywała siłę wiatru od 6 do 7 w skali Beauforta, z porywami sięgającymi 9. Mimo że poziom 8 oznacza sztorm, taka pogoda w styczniu na Bałtyku nie była niczym nadzwyczajnym. Co innego huragan Junior, który w tym czasie formował się nad północnymi wybrzeżami Europy.

Przed godziną 2 wiatromierz informował o prędkości 8. Prom lekko przechylił się na prawą burtę, co zaniepokoiło trzeciego oficera na mostku, który podjął próbę ustabilizowania go przez użycie specjalnych zbiorników i pomp. Niestety, bezskutecznie.

O godzinie 3 kapitan Ułasiewicz wrócił na mostek, gdzie nie było widać morza z powodu unoszonego przez wiatr pyłu wodnego. Załoga próbowała różnych sposobów, aby ustawić jednostkę zgodnie z kierunkiem wiatru, jednak bez powodzenia.

OSTATNIE MOMENTY

Przed 4.30 wiatr na chwilę osłabł. W tym momencie „Heweliusz” odwrócił się i huragan uderzył w jego prawą burtę, podczas gdy lewa burt była obciążona wodą. Przechył zwiększył się do 30 stopni, co sprawiło, że 10 wagonów kolejowych i 28 tirów zaczęło zsuwać się po pokładzie. Było jasne, że jednostka nie ma szans na przetrwanie.

Na nadchodzącą katastrofę złożyły się także liczne niebezpieczne incydenty z uczestnictwem promu, które przez lata były ignorowane. „Heweliusz” miał na koncie kilka zderzeń i przechyleń, które były bagatelizowane przez Polskie Linie Oceaniczne. Jedna z najgroźniejszych sytuacji miała miejsce w 1982 roku, kiedy jednostka w porcie w Ystad niemal zatonęła przy rozładunku.

Niestety, przyszłość promu została pogrzebana przez zaniechania i arogancję odpowiedzialnych za jego eksploatację. Pożar na pokładzie w 1986 roku jeszcze bardziej pogorszył sytuację, ponieważ w wyniku niezbędnego remontu prom znacząco zwiększył swoją wagę, co wpłynęło na jego stateczność.

TRAGEDIA LUDZKIEJ ZMIANY

Katastrofa „Heweliusza” to nie tylko historia o błędach i zaniechaniach. To także dramat ludzi, którzy w ostatniej chwili zostali pozbawieni szansy na uratowanie. Alarm wybudził ich ze snu, a ewakuacja przebiegała chaotycznie, bez sprawdzenia, kto jest w stanie opuścić pokład. Szalupy nie mogły zostać spuszczone z powodu przechyłu, a możliwość ratunku w większości przypadków była zerowa.

Po pierwszych sygnałach Mayday minęła godzina, zanim zareagowały polskie służby ratunkowe. W międzyczasie to duńskie i niemieckie jednostki jako pierwsze dotarły na miejsce, jednak pierwsi Polacy wypłynęli dopiero po dłuższym czasie. Osoby, które znalazły się w wodzie, były skazane na bezskuteczne szanse na ocalenie.

Z każdą minutą szansa na ratunek malała. Gdy w końcu przybyły helikoptery, ratownicy nie byli w stanie wyciągnąć rozbitków, którzy nie potrafili złapać się uprzęży. Na wodzie unosiły się ciała, a samotne krzyki wzywały pomocy. Ostatnia żywa osoba została uratowana dopiero po godzinie 9:00.

WOJNA O PRAWDA

Po katastrofie rodziny ofiar zmagali się z ogromnymi uczuciami rozpaczy i złości. Z biegiem lat procesy o odszkodowania stawały się przygnębiającą codziennością. Rodziny marynarzy otrzymały jedynie niewielkie sumy z ubezpieczenia, podczas gdy Euroafrica, jako spadkobierca PLO, wstrzymała wypłatę świadczeń w oczekiwaniu na orzeczenia Izby Morskiej.

Wszystko to prowadziło do tragicznych konsekwencji. Nielegalność przetrzymywania odszkodowań oraz opóźnienia w dochodzeniach sądowych tylko pogłębiały rozpacz rodzin. Sprawa dotarła nawet do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który przyznał rację bliskim ofiar Heweliusza.

Wydana przez Adama Zadwornego książka „Heweliusz. Tajemnica katastrofy na Bałtyku” rzuca nowe światło na tę tragedię. Postulaty, które pojawiły się w związku z katastrofą, pozostają niezrealizowane do dziś. Jeżeli historia ma nas czegokolwiek nauczyć, to możemy czekać na to, by prawda o tragediach morskich wreszcie ujrzała światło dzienne i by nie powtórzyły się błędy, które kosztowały życie wielu ludzi.

Już dziś dołącz do naszej społeczności i polub naszą stroną na Facebooku!
Polub na
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments

Przeczytaj również:

Artykuły minuta po minucie