Znów w stacjach radiowych słychać „Last Christmas”. To znak, że święta tuż, tuż! Utwór zespołu Wham! przenosi nas w malownicze Alpy Pennińskie, do drewnianej chaty, w której nakręcono teledysk. Rafał Ryplewicz, zapalony fan tego niezapomnianego przeboju, odwiedził miejsca uwiecznione w klipie i podzielił się swoimi wrażeniami. Okazuje się, że słynna chata wciąż stoi, ale otoczenie zmieniło się nie do poznania.
Teledysk w malowniczej Szwajcarii
Teledysk do kultowego utworu Wham! powstał w malowniczej szwajcarskiej miejscowości Saas-Fee, a jego reżyserem był Andrew Morahan, brytyjski twórca reklam, filmów i klipów muzycznych. Sceneria alpejskiego kurortu, wybrana jako tło dla historii miłości, świąt i zdrady, zyskała niemal równie dużą rozpoznawalność jak sam utwór. Choć od jego powstania minęło już 40 lat, budynki, w których kręcono zdjęcia, nadal są na miejscu, ale ich wygląd uległ zmianie.
Odkrycia Rafała Ryplewicza
Rafał Ryplewicz, w drodze na Breithorn, postanowił zatrzymać się w Saas-Fee. Przy stacji kolejki górskiej przywitał go znajomy widok czerwonego wagonika. Szybko skojarzył go z teledyskiem do „Last Christmas”. Aby rozwiać wątpliwości, obejrzał klip na telefonie i uświadomił sobie, że znajduje się w miasteczku, gdzie powstały te słynne sceny. „To było jak uderzenie pioruna” – pisał później.
Po powrocie z gór, odwiedził punkt informacji turystycznej, gdzie dowiedział się, że znana chata jest w prywatnych rękach i jej adres jest utajniony. Jednak to nie zniechęciło entuzjasty. Postanowił podjąć samodzielne poszukiwania, korzystając z popularnych aplikacji, aż w końcu znalazł poszukiwany dom.
Nieprzyjazny dostęp do chata i kultowych miejsc
Następnego dnia rano, przemieszczając się rowerem po miasteczku, natknął się na duży zakaz wjazdu dla pojazdów spalinowych. Niestety, kolejną przeszkodą był znak „Zakaz wejścia. Teren prywatny”. Chociaż płot i widok miały swój teledyskowy urok, sam dom był wciąż ukryty za bujną roślinnością. Na szczęście, pomocną dłoń wyciągnął sąsiad, dzięki czemu Rafał mógł zobaczyć osławioną chatę. „Wyglądał prawie identycznie jak na filmie, choć kolor drewnianej elewacji mnie zdziwił. Właścicielem domu są Amerykanie i podobno można go wynająć za spore pieniądze. Zustand pomieszczenia był jednak zadbany” – relacjonował Ryplewicz.
Jednak widok słynnej chaty nie zaspokoił jego ciekawości. To zainspirowało go do dalszych poszukiwań. Odkrył, że sceny nakręcone wewnątrz były realizowane w budynku szkoły oraz gminnego ośrodka kultury, znanego jako „Chalet Steinmatte”. Także tam się udał.
Wrażenia z „ruiny”
Miejsce, do którego trafił, okazało się dobudówką do większej willi, niestety zamkniętą. Jednak wytrwałość przyniosła efekty. Gdy tylko Ryplewicz wszedł do pomieszczenia, rozpoznał charakterystyczny kominek. „Drzwi i ich zaokrąglona futryna były identyczne jak w teledysku” – relacjonował w swoim poście. Po zdjęciach pokój przeszedł jedynie drobne zmiany, ale wciąż przypominał te znane z klipu.
Stan pomieszczenia zszokował podróżnika. Opisując je, użył słowa „ruina”. „W porównaniu do zadbanych ośrodków kultury w Bielsku-Białej, ten dach groził zawaleniem. Podpierały go prowizoryczne filary. Widok tego miejsca jako magazyn był tylko smutny” – pisał Ryplewicz.
Na szczęście, wzruszenie przyszło w nieco innej formie. W restauracji Zur Mühle natknął się na piękne krzesła z charakterystycznymi otworami w oparciach, identycznymi tymi z teledysku. Tak zafascynowany, postanowił odszukać hotel, w którym gościła ekipa z Georgem Michaelem na czele.
Pomimo przeszkód do apartamentu
Nim jednak Rafał Ryplewicz mógł zobaczyć luksusowy apartament piosenkarza, musiał pokonać kolejne przeszkody, związane z regulaminem hotelu, który nie pozwalał na oprowadzanie turystów. Po kilku rozmowach z recepcjonistką, w końcu udało się! Pokazała mu najbardziej luksusowy apartament na poddaszu. „Miałem ogromne szczęście, że był akurat wolny. Na kominku znajdowały się przedmioty świadczące o tym, kto był jego najsłynniejszym gościem” – opisał swoją wizytę tuż po powrocie.
Krytyka braku atrakcji turystycznych w Saas-Fee
Choć Ryplewicz wrócił do domu z masą wzruszeń, wciąż nie mógł pojąć, dlaczego miejsca związane z tak sławnym teledyskiem nie są należycie eksponowane, a przynajmniej dostępne dla turystów. „Niektóre lokalizacje były dla mnie wręcz nieosiągalne. Całe to zaangażowanie sprawiło, że wróciłem do domu dwa dni później niż planowałem” – wyjaśniał.
Przez cały wyjazd zadawał sobie pytanie: „Jak można marnować taki potencjał?!”. Saas-Fee, mimo sławy związanej z „Last Christmas”, nie ma problemu z turystami, ale twórczość Wham! zasługuje na godne upamiętnienie i docenienie w tej malowniczej okolicy.