Piotrek, w pośpiechu ubierający się, znosi kolejne ciosy. Kiedy strażnicy prowadzą go z powrotem do celi, trzyma w ręku skarpetki, które nie zdążył założyć. Słyszy ostrzeżenie, aby nie myślał o zgłoszeniu się do lekarza, bo to mu się nie opłaci. – Pobili mnie tylko raz. Lecz nieustanny stres, czy dzisiaj znowu mnie nie odwiedzą, towarzyszył mi przez cały czas – mówi o swoim pobycie w zakładzie karnym w Wojkowicach.
TRZY LATA W WIĘZIENIU
Przez ostatnie trzy lata Piotrek odwiedzał niemal dziesięć zakładów karnych, odbywając karę za oszustwa internetowe. Regularnie przerzucano go z miejsca na miejsce. Już przy przyjęciu do w Wojkowicach, potężny mężczyzna, który został przywieziony razem z nim, zaczyna panikować. Słyszy, jak ten wspomina, że znowu trafił do piekła. To był jego debiut w takim miejscu.
W celi, Piotrek dowiaduje się od współosadzonego, że „tutaj nie dzieje się dobrze”. Po pierwszym widzeniu z rodziną, strażnicy prowadzą go na standardową kontrolę osobistą. Do pomieszczenia, które nie jest objęte monitoringiem. To procedura, do której już przywykł.
PRZEMOC W WIĘZIENIU
Kiedy zamykają się za nim drzwi, strażnicy rzucają się na niego. Dwóch z nich, w rękawiczkach bez palców, wydaje polecenia. Gdy ściąga koszulkę, od razu dostaje ciosy w klatkę piersiową i żebra. Kiedy leży już na ziemi, kopią go przez około 15 minut. Przestają, gdy jeden z nich uznaje, że to już trwa zbyt długo, a na korytarzu są kamery.
Przedtem, jeden ze strażników groził mu, rozchylając mundur i pokazując pałkę. – Następnym razem będziesz mógł wybrać stronę, w którą ci ją włożę – powiedział. Znowu w pośpiechu ubiera się, niosąc skarpetki, które nie zdążył założyć. Od jednego z funkcjonariuszy słyszy, żeby nawet nie myślał o wizytach u lekarza, gdyż tego pożałuje.
Dopiero gdy jest pewny, że strażników nie ma blisko, odkrywa przed współosadzonym posiniaczony tors. Mimo to nie zgłasza się do lekarza.
SPOTKANIE Z ODDAJOWYM
Kilkanaście dni później, zaraz po skorzystaniu z telefonu, Piotrek słyszy od głównego oddziałowego, aby udał się na kontrolę osobistą. Protestuje, mówi, że nigdzie nie pójdzie, że może się rozebrać na korytarzu. Tam, gdzie są kamery. Jednak nie ma wyboru.
Chwilę później, oddziałowy prowadzi go do znanego pomieszczenia, a wewnątrz już czeka dwóch strażników. Piotrek rozpoznaje jednego z nich – wciąż ma pamiątkę po nim pod żebrami. – Ten drugi to był dowódca – mówi. Staje w miejscu, gdzie jeszcze sięga monitoring i odmawia wejścia. Groźby dobiegające z wnętrza mówią jasno – jeśli nie wejdzie, dostanie lanie.
Siłą wkrótce przekracza próg. Po zamknięciu drzwi dostaje cios w twarz za odmowę wykonania polecenia. Potem znów rozbiera się, a strażnik mówi: – Dziś niedziela, dzień boży, więc ci nie wpieprzę. Przypuszcza, że dowódca jedynie pragnie zobaczyć, jak goją się jego siniaki.
KONTAKT Z WYCHOWAWCĄ
Później, podczas rozmowy z wychowawcą, Piotrek słyszy: – Robię, co mogę, żeby was chronić. Wówczas namawia go do podpisania warunków odbywania kary. Jako nieprawomocnie skazany dotąd tego nie zrobił, w końcu jednak składa swój podpis.
Kiedy pewnego dnia opowiada innym więźniom o swoim pobiciu, jeden z nich stwierdza: – Miałeś szczęście, bo zazwyczaj robią to w łaźni. Inny dodaje, że w sali strażników, za weneckim lustrem, widział listę osadzonych, a jego nazwisko również się tam znalazło. – Prawdopodobnie to lista tych, którzy są bici i mają być objęci wzmożoną kontrolą – usłyszał.
– Pobili mnie tylko raz, ale stres związany z niepewnością, czy dzisiaj znowu nie przyjdą, towarzyszył mi przez cały czas – mówi. – Nie wiem, co było gorsze, czy samo pobicie, czy późniejsze czekanie i strach, gdy otwierano celę.
ZMIANA ZAKŁADU KARNIEGO
Po dwóch miesiącach Piotrek zostaje przeniesiony. W nowym zakładzie karnym przysyłają mu papiery z Wojkowic, aby podpisał oświadczenie, że nie został tam pobity. Szef ochrony odczytuje mu pismo i nakazuje szybką reakcję. Podpisuje, by mieć spokój, obawiając się, że w przeciwnym razie mogą go ściągnąć z powrotem.
Gdyby był na wolności w tamtym czasie, przyznaje, że nic by nie podpisał. Więzienie opuszcza w 2019 roku, a wkrótce skończy 31 lat.
ŚWIADCZEŃ DZIECI W WIĘZIENIU
Mąż Kamili siedzi w więzieniu w Grudziądzu. Podczas wizyt mówi jej o pomieszczeniach bez kamer, które mają służyć torturom, o spinaniu łańcuchami i o zamaskowanych strażnikach. Zastraszani są tam nieposłuszni więźniowie. Kamila nie dopytuje o szczegóły, wiedząc, że mogą być złe.
Na jednym z wizyt w tym roku Kamila przychodzi z siedmioletnią córką. Już w poczekalni widzi, że co trzecia osoba jest wezwana na kontrolę osobistą. Gdy przychodzi ich kolej, słyszy, że nie wejdą, dopóki nie rozbiorą się do naga – zarówno ona, jak i jej córka. – Gdyby to dotyczyło tylko mnie, poddałabym się, ale nie z dzieckiem, które nie rozumie sytuacji. Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdy dorośnie i zrozumie, dlaczego musiałam ją do tego zmusić – przyznaje.
Odmawiają im wstępu. – Moja córka była szokowana – podkreśla. – Widzę, że matki wchodzą z małymi dziećmi, a te są poddawane rewizjom osobistym. To okropne, jakie przeżycia mają dzieci odwiedzające swoich rodziców.
Kamila natrafiła na wpis kobiety, która w ciąży musiała się rozbierać z ośmioletnią córką. Oświadczyła, że dziewczynka płakała, wstydząc się, kiedy strażniczki pomagały jej w tym. Teraz tego wpisu nie ma, został usunięty.
INNE DOLI OSADZONYCH
Damian w e-mailu informuje, że Barczewo to nie jedyne miejsce, gdzie tak traktuje się osadzonych. Opowiada, że sam trafił do aresztu śledczego we Wrocławiu, gdzie przez dwa tygodnie leżał z złamanym obojczykiem, nikt mu nie pomógł. Ma 40 lat i wspomina, że usłyszał zarzut zbiorowego gwałtu, mimo że jest niewinny. Jego sprawa miała być wyjaśniona, kiedy został w areszcie. Tak się nie stało.
– Spędziłem tam pół roku. Wiem, jak traktowani są ci, którzy jeszcze nie są skazani. Siedziałem z pedofilami i osobami oskarżonymi o gwałty. Nie doświadczyłem jednak fizycznego znęcania się. Ale słyszałem, jak z otwierających się cel w nocy wchodziły strażnicy, a potem odgłosy bicia – mówi.
Pamięta, jak krzesłami wali się w kraty, a w tle słychać krzyki: „Powieś się, k***o!”, gdy jakiś pedofil trafiał do aresztu. Upiera się, że obojczyk złamał sobie sam, gdy uderzył o stelaż łóżka. Zgłaszał to codziennie, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Dopiero po dwóch tygodniach zawieziono go do lekarza. Tam usłyszał, że kości zaczęły się zrastać i nic się z tym nie da zrobić.
Teraz czeka na operację łamania kości i śrubowania. O psychicznej przemocy w areszcie mówi krótko: – Nie wypuszczali nas na spacer, ucinali łaźnię, odmawiali wyjścia na świetlicę. Przypomina, jak strażnicy używali obraźliwych słów, pytając: „Co ty se k***a myślisz?”, co potwierdza, że zdarzają się sytuacje, w których nie pozwalano na nawet na priorytetowe potrzeby, jak doustny lek przeciwbólowy.
Gdy go wypuścili o 14, wrócił do domu dopiero wieczorem. Chodził od sklepu do sklepu, pijąc, a później przez tydzień leżał na łóżku, wpatrując się w sufit. Nie wiedział, jak wrócić do normalności.
OFICJALNE REAKCJE
Kpt. Tomasz Palka, zastępca dyrektora Zakładu Karnego w Wojkowicach, w odpowiedzi na pytania stwierdził, że w 2017 roku nie miało miejsca żadne nadzwyczajne zdarzenie związane z przekroczeniem uprawnień przez funkcjonariuszy, dotyczące pobicia osadzonego podczas kontroli osobistej.
– Wpłynęły dwie skargi dotyczące zarzutów pobicia przez funkcjonariuszy, jednak przeprowadzone postępowania nie potwierdziły tych zarzutów – podkreśla kpt. Palka, zapewniając, że wszyscy osadzeni traktowani są w sposób humanitarny i z poszanowaniem ich godności.
Kpt. Elżbieta Kamińska, rzeczniczka Zakładu Karnego nr 1 w Grudziądzu, podkreśla: – Kontrola osobista osób, które ubiegają się o widzenia, przeprowadzana jest tylko w uzasadnionych przypadkach, na zasadach zgodnych z wymaganiami prawnymi.
Według niej, w przypadku dziecka kontrola odbywa się w obecności rodzica, a odzież jest sprawdzana etapami, co zapewnia, że osoba kontrolowana nie jest naga. Funkcjonariusz dokonujący kontroli nie ma bezpośredniego kontaktu fizycznego z dzieckiem.
Na koniec dodaje: – Niestety, dzieci bywają wykorzystywane do przemytu. W pampersach, ubraniach, rodziny próbują przemycać narkotyki, dopalacze, a nawet mikrotelefony.
W pierwszym kontakcie kierownik ambulatorium aresztu we Wrocławiu zaznaczył, że nie udziela informacji o leczeniu osadzonych osobom nieupoważnionym. W odpowiedzi jednak dodał, że każdy osadzony ma zapewnioną odpowiednią opiekę medyczną, w tym dostęp do lekarzy specjalistów oraz świadczeń medycznych.
Na końcu, kontakt z autorem artykułu: tomasz.pajaczek@redakcjaonet.pl.