Na dnie polskiego Bałtyku może spoczywać nawet 800 wraków statków. Spośród nich co najmniej 20, takich jak Franken czy Stuttgart, stwarza potencjalne zagrożenie dla środowiska. Nie wiadomo jednak, w jakim stopniu, ponieważ dno morski nie zostało dokładnie zbadane. Wiele z tych wraków wciąż pozostaje w nieznanych lokalizacjach, co przypomina grę w okręty, w której odkryto zaledwie ułamek pól.
TRAGICZNE INCYDENTY
W słoneczne lato 1955 roku, w Darłowie, podczas wakacyjnego obozu dla dzieci, grupa uczniów odkryła na plaży rdzewiejący zbiornik, który został wyrzucony przez fale. Mimo że nauczyciele nie zareagowali odpowiednio, dzieci bawić się zaczęły, tocząc beczkę. W momencie gdy substancja wydostała się na powierzchnię, okazało się, że jest silnie żrąca, prowadząc do poważnych poparzeń u dziewięciu dzieci, a czworo z nich straciło wzrok.
40 lat później, w okolicy Władysławowa, rybacy wyławiają wiekową bryłę, nie zdając sobie sprawy, że ich ciała pokrywają czerwone plamy, będące efektem kontaktu z iperytem, chemicznym środkiem bojowym. W 2012 roku na wyspie Uznam dwie kobiety trafiły do szpitala z poparzeniami trzeciego stopnia po podniesieniu kamyków, które okazały się być białym fosforem.
ZAGROŻENIE Z GŁĘBIN BAŁTYKU
Na dnie Zatoki Puckiej spoczywają plamy ciężkiej ropy, wynikające z wycieków z wraku Stuttgartu. Po wojnie statek został rozebrany z niewłaściwą troską o ekosystem. Jak stwierdzono w raporcie NIK z maja 2020, „w otoczeniu wraku stwierdzono plamę o powierzchni około 415 000 m²”. Twierdzi się również, że wrak Franken, będący potężnym niemieckim tankowcem, ma potencjał do rozłamania się na pół, co może doprowadzić do uwolnienia paliwa do morza.
POTENCJALNE ROZWIĄZANIA
Minister Gospodarki Morskiej Marek Gróbarczyk wskazuje, że wg jego analiz, na wraku Frankena nie powinno już być paliwa, które mogłoby się uwolnić. Jednak dr inż. Benedykt Hac, były pracownik Instytutu Morskiego w Gdańsku, ujawnia, że badania pokazują inną rzeczywistość. Twierdzi, że w ciągu lat na powierzchni morza utrzymują się plamy ropy, które mogą być efektem wyciekających substancji przez rdzewiejące elementy wraku.
Niepokojące wyniki przedstawiają badania przeprowadzone przez naukowców Instytutu Oceanologii PAN oraz Morskiego Instytutu Rybackiego, którzy podkreślają, że istniejące wraki mogą stwarzać poważne zagrożenia ekologiczne, szczególnie w kontekście zalegającej broni chemicznej.
KONIEC POTRZEBNYCH DZIAŁAŃ
Olga Sarna, przewodnicząca fundacji MARE, z zapałem apeluje o systemowe rozwiązania w kontekście wraków i chemikaliów na dnie Bałtyku, wskazując, że jedynym sposobem na zapewnienie ekosystemowi morza bezpieczeństwa jest przeprowadzenie dokładnych badań i oczyszczenie wraków. W obliczu niewystarczających działań władz, sugeruje, że nawet realizacja planów budowy farm wiatrowych może przynieść korzyść, ponieważ wymaga wcześniejszych badań dna.
Obawiając się o przyszłość Bałtyku, Olga podkreśla, że sytuacja wymaga pilnych działań, a brak reakcji tylko utrudnia rozwiązanie problemu. Eksperci zgodnie przewidują ryzyko katastrof ekologicznych, jeśli wraki nie zostaną dokładnie zbadane i oczyszczone.
Walka o zdrowie Bałtyku toczy się na wielu frontach, a mieszkańcy regionu, tacy jak Agnieszka Gontarek, coraz bardziej uświadamiają sobie, że ich wakacyjna sielanka może skrywać poważne zagrożenia. Potrzebujemy szybkich, konkretnych działań, zanim sytuacja wymknie się spod kontroli.