Giuliano Pirone, 33-letni kulturysta, zmarł tragicznie, po tym jak w końcu sierpnia stracił przytomność w łazience całodobowej siłowni. Został odnaleziony dopiero po około 15 godzinach, a jego stan wymagał natychmiastowego transportu do szpitala, gdzie przez kilkanaście dni był podłączony do aparatury podtrzymującej życie. Pomimo starań lekarzy, nie udało się go uratować.
Informacje o tej tragedii dotarły z Australii, gdzie Piirone zmarł w czwartek rano, po długiej walce o życie w szpitalu.
Dramat sportowca rozpoczął się 20 sierpnia na przedmieściach Perth, gdzie przygotowywał się do nadchodzących zawodów. Po treningu wziął prysznic, w trakcie którego doznał udaru mózgu i stracił przytomność w zamkniętej kabinie.
Zaniepokojona rodzina rozpoczęła poszukiwania, gdy nie wrócił do domu i nie kontaktował się z nikim. Próby dotarcia do jego znajomych, byłej żony i współpracowników nie przyniosły rezultatu. W końcu sprawa została zgłoszona na policję, która namierzyła go za pomocą telefonu komórkowego.
Kiedy służby dotarły na miejsce, Pirone leżał w zimnej wodzie kabiny prysznicowej. Przez następne dwa tygodnie pozostawał nieprzytomny w szpitalu w Joondalup. Jak podał „The Sun”, przeprowadzone badania MRI wskazały na utratę czynności mózgowych.
Tragedia ta wstrząsnęła światem sportu, a wśród ofiar znajdowała się również osoba z Kalisza. Zgodnie z relacjami brytyjskiej prasy, lekarze uznali, że przyczyną zasłabnięcia mogła być zbyt niska zawartość cukru we krwi. Istnieje możliwość, że podczas unieruchomienia w kabinie prysznicowej mogło również dojść do ataku padaczki.
Matka Giuliano, Daniela Pirone, w rozmowie z ABC Radio Perth wyraziła swój smutek, mówiąc: „Już nigdy nie spojrzę na słońce, księżyc i niebo w ten sam sposób. Słońce, które świeciło jasno, teraz mnie opuściło.”