Dzisiaj jest 10 maja 2025 r.
Chcę dodać własny artykuł
Reklama

Tragiczne zdarzenia podczas marszu śmierci. Mężczyzna z bronią w ręku zastrzelił kobietę

KL Stutthof był najdłużej funkcjonującym niemieckim obozem koncentracyjnym w Polsce. Ostateczne wyzwolenie miało miejsce 9 maja 1945 roku, kiedy to ostatnia grupa 150 więźniów została uwolniona przez żołnierzy Armii Czerwonej. Przez obozowy teren przewinęło się łącznie 110 tysięcy osób z 28 krajów, z czego około 65 tysięcy straciło życie. Jednym z najtragiczniejszych momentów w historii Stutthofu była zorganizowana zimą ewakuacja, znana jako marsz śmierci.

DRAMATYCZNY MARSZ ŚMIERCI

W obliczu nadciągającego frontu niemieckie władze podjęły decyzję o ewakuacji więźniów. Pierwsza grupa opuściła obozowe bramy 25 stycznia 1945 roku, w momencie gdy Sowieci zbliżali się do Elbląga. W marszu śmierci uczestniczyło 33 tysiące więźniów, z czego 11 tysięcy pochodziło z głównego obozu, a 22 tysiące z obozów podległych. Wędrówka ta, pełna dramatycznych wydarzeń i heroicznych wysiłków, prowadziła przez Żuławy i Kaszuby. Szacuje się, że w wyniku wyczerpania, głodu, zimna oraz brutalności strażników zmarło około 17 tysięcy osób.

PRAWDZIWIE STRASZLIWA RZECZYWISTOŚĆ

Podczas pierwszych godzin ewakuacji więźniowie otrzymali minimalny prowiant na dwa dni – jedynie pół bochenka chleba i trochę margaryny, co głodni i zdesperowani szybko skonsumowali. W obozie ubierano ich w to, w czym przyjechali – bez odpowiedniej odzieży zimowej. Wędrowali w drewniakach, w pasiakach, owinięci kocami, z wymalowanym krzyżem na plecach, który miał ich odróżniać od lokalnych mieszkańców. Jak opowiadał jeden z więźniów, rzeczywistość okazała się niewyobrażalnie brutalna. Gdyby nie wsparcie mieszkańców okolicznych wsi, liczba ofiar mogłaby być znacznie wyższa.

Zgodnie z przekazami, jakiekolwiek próby ucieczki czy buntu były tłumione w sposób bezwzględny, często przy użyciu broni. Celem transportu był oddalony o 140 kilometrów Lębork, a pierwotny plan zakładał zaledwie tygodniowy marsz. Mrozy okazały się jednak zbyt silne, przez co wędrówka rozciągnęła się prawie dwukrotnie, a każdy dzień przynosił kolejne tragiczne straty.

HISTORIA POWSTANIA OBOZU

Stutthof został założony 2 września 1939 roku, zaledwie dzień po wybuchu II wojny światowej. Zorganizowano go na terenach rekreacyjnych Młodzieżowego Leśnego Ośrodka Wychowawczego, przejętego przez SS. Obóz początkowo służył przetrzymywaniu polskiej inteligencji oraz działaczy społecznych z Wolnego Miasta Gdańska. Jego celem była eksterminacja polskich elit oraz złamanie oporu wobec okupanta.

W pierwszym transporcie przywieziono 150 osób, w tym duchownych, nauczycieli, członków Związku Zachodniego oraz przedstawicieli polskich partii politycznych. Obóz został stworzony z inspiracji Alberta Forstera, a jego celem było „nauczenie Polaków, kto tu rządzi”. Forster dążył do eksterminacji krajowych elit.

OKRUCIEŃSTWO I HEROIZM

W wyniku brutalnych egzekucji, które miały miejsce w Stutthofie, zginęło blisko 90 osób, w tym prominentni przedstawiciele polskiej społeczności. Obóz oficjalnie włączono do struktur państwowych w styczniu 1942 roku, wprowadzając zarząd Inspektoratu Obozów Koncentracyjnych. Od tego momentu rozbudowano go, tworząc ponad 40 podobozów w Gdańsku i Prusach Wschodnich.

Latem 1944 roku Stutthof uczestniczył w realizacji „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Początkowo więziono tam 50 tysięcy Żydów, z których 27 tysięcy zmarło. W obozie głównym i podobozach zapanował strach, a jedyna droga do wolności prowadziła przez krematorium.

ZWYCIĘSTWO WOLNOŚCI

Na początku marszu śmierci mieszkańcy kraju przyglądali się więźniom z niechęcią, jednak z czasem hasło „Stutthof idzie” mobilizowało mieszkańców Pomorza do udzielania pomocy. Wiele osób niosło jedzenie, umożliwiało ucieczki i kryjówki, narażając tym samym swoje życie. Jak wspominał Krzysztof Dunin-Wąsowicz, wzrastała solidarność z uciekinierami.

Wielu mieszkańców, pomimo ryzyka, decydowało się na działania na rzecz wolności, ratując życie i godność uwięzionych. Wśród nich była Monika Szwertfeger, odznaczona tytułem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata za ocalenie żydowskiej dziewczynki. Sytuacja stawała się dramatyczna, a relacje świadków ukazują bestialstwo, jakiego doświadczali więźniowie.

NA KOŃCU MARSZU

Jednym z uczestników marszu był Duńczyk Martin Nielsen, który opisał straszliwe warunki w obozie oraz dramatyczną podróż. Po dziesięciodniowym marszu dotarł do Lęborka, gdzie z liczby 1200 uczestników pozostało jedynie 800 żywych. Grupa, która przeżyła, trafiła do tymczasowego obozu, gdzie warunki były tragiczne, a epidemie tyfusu plamistego zbierały krwawe żniwo.

Ostatecznie cała historia zakończyła się kolejnymi morskimi ewakuacjami, które przyprawiały o dreszcze. Z pięciu tysięcy uczestników tzw. rejsu śmierci, przeżyła tylko połowa. Wiele osób umarło z głodu i chorób, a ich ciała wrzucano prosto do morza. Więźniowie wspominali okropne warunki, w których żyli, nawet po zakończeniu ewakuacji. Ostatnim aktem tragedii był bombardowanie statków zakotwiczonych w Zatoce Lubeckiej 3 maja 1945 roku. Spośród 9400 więźniów, 7000 straciło życie.

O autorze:

Remigiusz Buczek

Piszę tu i tam, a bardziej tu. Zainteresowania to sport, polityka, nowe technologie.
Już dziś dołącz do naszej społeczności i polub naszą stroną na Facebooku!
Polub na
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments

Przeczytaj również:

Artykuły minuta po minucie