Wstrząsająca zbrodnia, która miała miejsce w Chocianowie na Dolnym Śląsku, brzmi jak materiał na scenariusz najciemniejszego horroru. 32-letni Maciej M., pozornie wzorowy mąż i ojciec, dopuścił się niewyobrażalnego morderstwa. Po śmierci 57-letniego Jana K. mężczyzna w bezsensie zapakował kawałek mózgu ofiary do foliowego woreczka, a wszelkie szczegóły tej przerażającej tragedii ujawnia „Fakt”.
WIECZÓR Z PIWEM KOŃCZY SIĘ TRAGEDIĄ
24 marca 2014 roku Maciej M. wraz z Januszem K. i Ireneuszem K. zorganizowali spotkanie towarzyskie w mieszkaniu jednego z nich przy ul. Zaułek Fabryczny. W miłej atmosferze popijali alkohol, nie przypuszczając, że wieczór zakończy się tragicznie. Jednak w pewnym momencie między Maciejem a Janem wywiązała się sprzeczka, co skłoniło ich do zmiany lokalu. Przenieśli się do mieszkania Jana, gdzie picie alkoholu trwało w najlepsze.
W chwili rozdrażnienia, gdy Jan rozlał trochę wódki, Macieja ogarnął szał. Gdy 57-latek upadł po ciosie zadanym w mostek, morderca z najbliższego otoczenia chwycił młotek i zaczął brutalnie uderzać ofiarę po głowie. Psychiatrzy orzekli, że Maciej zadał jej co najmniej 20 ciosów, z których niektóre mogły być śmiertelne. Na szczególne przerażenie budziły jego słowa podczas przesłuchania: „Nie zdążył krzyknąć ani razu” — powiedział.
KALESONY Z ZBRODNIĄ
Po brutalnym zabójstwie Maciej nie tylko zatarł fizyczne ślady zbrodni, ale również obnażył swoją psychikę w zeznaniach. Opisał, jak z zimną krwią wytarł młotek o szmatę i wrzucił go do zlewu, a swoje ociekające krwią ubranie spalił w piecu. Wyznanie, że po powrocie do domu zjadł kawałek mózgu Jana, wprawiło śledczych w osłupienie. „Po powrocie do domu zjadłem go na surowo” — stwierdził bez emocji.
W trakcie śledztwa Maciej M. przyznał się również do wcześniejszej zbrodni, do jakiej doszło w lipcu 2012 roku w Trzebnicy. Wówczas, po spożyciu alkoholu, włamał się do mieszkania swojego znajomego, Józefa W., bijąc go do nieprzytomności. Całość zakończył śmiercią ofiary, a następnie sprzedażą skradzionej komórki za jedyne 10 złotych, zasmakowując w bezwzględności.
W STRONĘ WYMUSZONYCH ZEZNAN
Mimo że Maciej M. dostarczył szereg mrożących krew w żyłach relacji, próbował zmienić swoją wersję wydarzeń, twierdząc, że zeznania były wymuszone. Jednak jego wyjaśnienia były tak absurdalne, że nie przekonały śledczych. Fakt, że w momentach zbrodni czuł się jak „pan życia i śmierci”, potwierdzał jedynie jego psychiczne zaburzenia.
Wobec zgromadzonych dowodów oraz raportów biegłych psychiatrów uznano, że 32-latek w pełni zdaje sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów, a sąd skazał go na dożywocie. Maciej M. będzie mógł ubiegać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie dopiero po 35 latach, co oznacza, że na wolność wyjdzie najwcześniej w 2049 roku, jeśli sąd uzna, że nie stanowi zagrożenia dla społeczeństwa.
Historia ta przypomina, że granice ludzkiej natury mogą być zaskakująco cienkie. I choć sprawca stanie przed wymiarem sprawiedliwości, nie można nie zadać sobie pytania o przyszłość, a może i o system, który jeszcze kiedyś może dać mu drugą szansę. Warto pamiętać, że „Fakt” donosił o zbrodniach, które na zawsze pozostaną w pamięci tych, którzy o nich słyszeli.