Włoszech nazywano go „królem salami”, a Lorenzo Rovagnati był ikoną w branży wędliniarskiej, znanym nie tylko w kraju, ale i poza jego granicami. Tragiczne wydarzenia miały miejsce, gdy zginął w katastrofie śmigłowca, wracając do historycznej posiadłości, która od pokoleń należy do jego rodziny. Wkrótce miał zostać po raz trzeci ojcem.
TRAGICZNA KATASTROFA
5 lutego, w środę, jak co tydzień, Lorenzo Rovagnati wsiadł do swojego śmigłowca i ruszył z Mediolanu w kierunku średniowiecznego zamku w Castelguelfo di Noceto. Niestety, 41-latek nie zdążył dotrzeć do celu. Jego maszyna, Agusta Westland AW109, rozbiła się nad prowincją Parma z powodu gęstej mgły, która panowała w okolicy. Lorenzo zginął na miejscu, podobnie jak dwaj towarzyszący mu piloci.
ŻAL I STRATA
Jak informują lokalne media, Rovagnati był ojcem dwojga dzieci i wkrótce miał przywitać na świecie trzecie. Burmistrz Biassono, Luciano Casiraghi, wyraził głęboki smutek po tragicznym zdarzeniu: — Nie mogę w to uwierzyć. Strata Locenzo jest dla nas wszystkich nie do zaakceptowania. Był osobą uczciwą, pracowitą i kochaną przez wielu. Jego przyszłość jako ojca i przedsiębiorcy była obiecująca, ale dramatycznie przerwało ją życie — zaznaczył ze smutkiem.
ROMANS Z WĘDLINAMI
Lorenzo Rovagnati pełnił funkcję dyrektora generalnego rodzinnej firmy, znanego producenta salami i prosciutto we Włoszech. Początki przedsiębiorstwa sięgają lat powojennych, kiedy to zajmowało się produkcją serów oraz masła, a na wędliny przestawiło się w latach 60. Pod jego przewodnictwem firma weszła na rynki zagraniczne, otwierając zakład w Vineland, New Jersey, w USA.
Obecnie, jako „król szynek”, Rovagnati generuje roczne przychody na poziomie 250 milionów funtów i zatrudnia ponad 1000 pracowników. Jednak mimo sukcesów w biznesie, tragedia, jaka dotknęła tę rodzinę, powinna skłonić do refleksji nad kruchością życia.
(Źródło: metro.co.uk)