Tragedia, która miała miejsce na warszawskiej Woli, wstrząsnęła nie tylko mieszkańcami tego rejonu, ale i całym krajem. Najbardziej odczuli ją bliscy oraz rówieśnicy 14-letniego Maksyma. Regularnie przychodzą na miejsce zdarzenia, aby zapalić znicze i złożyć kwiaty. Młodzież, wspominając chłopca, ze łzami w oczach opisuje go jako osobę niezwykle ciepłą i pełną życzliwości.
Życie, które zostało przerwane
To zdarzenie nigdy nie powinno miało miejsca. „Niewinny chłopak zginął przez człowieka, który nie miał prawa prowadzić samochodu” – mówią świadkowie. Incydent miał miejsce w piątek, 3 stycznia, kilka minut po godzinie 17, gdy na ulicy Ordona, Andrzej K. prowadził swój samochód dostawczy. Na przejściu dla pieszych znalazł się Maksym, którego mężczyzna potrącił z ogromną siłą, nie zatrzymując się, aby udzielić pomocy. Chłopak wpadł pod pojazd, a furgonetka odjechała, zostawiając go za sobą.
Świadkowie zdarzenia natychmiast powiadomili służby ratunkowe. Mimo prób ratowania chłopca, lekarze nie zdołali go uratować. Policjanci zabezpieczyli nagrania z kamer i wkrótce ustalili miejsce zamieszkania sprawcy. Kiedy został zatrzymany, okazało się, że był pod wpływem alkoholu, mając 2 promile we krwi. Mężczyzna usłyszał zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, a także kierowania pojazdem mimo sądowego zakazu.
Odejście Maksyma i żal społeczności
Śmierć chłopca poruszyła wielu ludzi. Mieszkańcy regularnie zatrzymują się w miejscu, gdzie miał miejsce wypadek. Zapalają znicze i kładą kwiaty. Wśród nich można zobaczyć rówieśników Maksyma, którzy wciąż nie mogą pogodzić się z jego stratą. „Był wspaniałym przyjacielem, zawsze uśmiechniętym i pomocnym. Nie wiem, jak będziemy bez niego funkcjonować” – mówi jedna z koleżanek, której emocje są namacalne.
Dodała również, że Maksym zmierzał się spotkać z koleżanką, by wspólnie spędzić czas. Zginął kilka chwil przed tym spotkaniem, potrącony przez kierowcę, który nawet nie pomyślał o zatrzymaniu się. „To straszne, miał przed sobą całe życie” – dodaje ze łzami w oczach.
Reakcja społeczności na tragedię
Miejsce tragedii emanuje smutkiem. Znicze, kwiaty i maskotki świadczą o ogromnej stracie, jaką ponieśli najbliżsi oraz przyjaciele Maksyma. Każda nowa osoba, która przychodzi, ma w oczach łzy. Ludzie chwalą nie tylko samego chłopca, ale również jego rodziców, którzy, jak mówią, są bardzo życzliwi i spokojni. „Mama często przychodzi po zakupy. Jest niezwykle miłą osobą. To ogromna tragedia” – komentują sprzedawcy w okolicy.
Andrzej K. nie udzielił pomocy Maksymowi i uciekł z miejsca zdarzenia. Mieszkańcy nie mają dla niego litości: „Taki człowiek nie powinien wsiadać za kierownicę, w dodatku miał sądowy zakaz. Potrącił chłopaka i odjechał. Nie ma dla niego miejsca w społeczeństwie. Powinien ponieść najwyższą karę” – mówi jeden z mieszkańców Woli.
Oburzenie jest palące: „Gdyby ten człowiek zatrzymał się i wezwał pomoc, może Maksym by żył. Osoby, które uciekają z miejsca wypadku, powinny być surowo karane” – dodaje zniecierpliwiony sąsiad.
Śmierć Maksyma pozostaje wciąż świeżym dramatem. Wszyscy mają nadzieję, że ta tragedia przyczyni się do większej dbałości o bezpieczeństwo na drogach. Przyjaciółka chłopca kończy: „Nie możemy przywrócić jego życia, ale możemy walczyć o to, aby takie sytuacje się nie powtarzały.”