Dzisiaj jest 29 stycznia 2025 r.
Chcę dodać własny artykuł
Reklama

Szybkie zatrzymanie złodziei z Auschwitz. „Zostawili wiele dowodów”

Kradzież historycznego napisu „Arbeit macht frei”, który wisiał nad bramą obozu w Auschwitz, miała miejsce w grudniu 2009 roku i trwała zaledwie 10 minut. Mimo błyskawicznego działania sprawców, niemal natychmiast zostali namierzeni, a zaledwie trzy miesiące później zapadł prawomocny wyrok. Od tego spektakularnego czynu minęło już ponad 15 lat, ale kulisy tego incydentu mogą zaskoczyć. Jak się okazało, złodzieje nie byli profesjonalistami, co było później komentowane przez prokuratora, który brał udział w śledztwie.

Bezmyślna akcja nieudolnych złodziei

Złodzieje, działający w grupie kilku mężczyzn, podjęli się kradzieży napisu, który z blachy wycięto i zamocowano na dwóch metalowych rurkach ponad pięć metrów długości. Litery te, umieszczone nad bramą w 1940 roku, regularnie poddawane były renowacji, a w ich miejscu wisiała zawsze zastępcza kopia. W dniu kradzieży miały być jednak zawieszone oryginalne litery, co skłoniło grupę do podjęcia ryzykownej decyzji. Prowodyrem całej akcji miał być szwedzki milioner, który kolekcjonował pamiątki z czasów II wojny światowej, ale jak się okazało, szczegóły tej historii były mocno przysłonięte chaosem i wzajemnym obwinianiem się sprawców podczas śledztwa.

Nieudane przygotowania i niefortunne wpadki

Wszystko zaczęło się pod wpływem namów Andrzeja S., który zwerbował swoich znajomych do kradzieży, obiecując każdemu z nich podział 20 tysięcy złotych. Na miejsce wybrali się w czwórkę, gdzie trzech z nich miało zdemontować napis, a jeden pełnił rolę obserwatora. Jednak „czatownik” okazał się mieć znaczne problemy ze wzrokiem, co już na początku akcji zapowiadało kłopoty.

Złodzieje weszli na teren obozu przez dziurę w ogrodzeniu, nie wzbudzając niczyjego podejrzenia. Początkowo próbowali przeciąć metalowe rurki nożycami, co okazało się bezskuteczne, więc postanowili udać się na zakupy do pobliskiego Carrefoura, gdzie nabyli niezbędne narzędzia. Niestety kamery zarejestrowały ich wizytę, co wkrótce miało okazać się kluczowe dla śledztwa. Gdy już wrócili, udało im się wykręcić napis, ale spadł on na ziemię z taką siłą, że omal nie obudził połowy Oświęcimia.

Konsekwencje kradzieży i błyskawiczne ujęcie sprawców

Po kradzieży złodzieje podzielili skradziony napis na części i ukryli je. Już kilka godzin po zdarzeniu zauważono brak litery, co skłoniło policję do zajęcia się sprawą. Dzięki śladom, które pozostawili — w tym rachunkom z marketu — szybko zidentyfikowano sprawców oraz szwedzkiego zleceniodawcę. Wszyscy oskarżeni wzajemnie się obwiniali, co skutkowało znikomą współpracą z organami ścigania.

Wyrok zapadł niezwykle szybko. Zwłaszcza Anders H. z Szwecji otrzymał 2 lata i 8 miesięcy więzienia, a pozostali sprawcy również zostali ukarani. Dzisiaj, dziesięć lat po kradzieży, prokurator Piotr Kosmaty wspomina, że cała sytuacja była pełna niekompetencji, a pozostawione dowody były kompromitujące dla wszystkich zaangażowanych w ten absurdalny plan. Ta historia jest nie tylko refleksją na temat łamania prawa, ale także o nonsensownych działaniach, które mogą prowadzić do tragikomicznych konsekwencji.

Źródło/foto: Onet.pl Jacek Bednarczyk / PAP.

O autorze:

Remigiusz Buczek

Piszę tu i tam, a bardziej tu. Zainteresowania to sport, polityka, nowe technologie.
Już dziś dołącz do naszej społeczności i polub naszą stroną na Facebooku!
Polub na
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments

Przeczytaj również:

Artykuły minuta po minucie