Rozmowa z syndykiem odpowiedzialnym za likwidację upadłej firmy Janusza Palikota rzuca nowe światło na trudności, z jakimi boryka się były polityk oraz biznesmen. Po wizytacji w Manufakturze Piwa Wódki i Wina, syndyk stwierdził, że nie spotkał się z czymś podobnym w swojej dotychczasowej pracy. — W zakładach, które odwiedzaliśmy, sytuacja bywała różna, ale tutaj zaszokowało mnie, że nikogo to nie interesowało — zaznaczył.
PROBLEMY Z LIKWIDACJĄ
Spółka syndyka Lesława Kolczyńskiego została powołana przez sąd do przeprowadzenia likwidacji Manufaktury Piwa Wódki i Wina Janusza Palikota. W wywiadzie dla portalu bankier.pl syndyk wskazał, że do Krajowego Rejestru Sądowego zgłosiło się około 1400 wierzycieli, których łączne roszczenia sięgają blisko 200 mln zł. Tymczasem wartość aktywów Manufaktury, według ostatnich ekspertyz, wynosi jedynie około 50 mln zł.
Warto dodać, że pomimo skomplikowanej sytuacji finansowej, piwo w zakładzie, które zostało wyprodukowane kilka miesięcy temu, nadaje się obecnie tylko do utylizacji lub przetworzenia na spirytus. Powodem tego stanu rzeczy są niewłaściwe warunki przechowywania.
ZAŁOŻENIA I OCHRONA
Syndyk Kolczyński szczegółowo opisał stan, w jakim zastał Manufakturę. Zaskakuje fakt, że w obiekcie nie było praktycznie nikogo, nawet ochrony — na miejscu pracowało zaledwie czterech pracowników. „Weszliśmy do firmy, gdzie znajdowały się linie produkcyjne, wyposażenie, zapasy magazynowe oraz piwo, a nikt się tym nie przejmował” — relacjonował.
Co więcej, syndyk zauważył, że po wyjściu funkcjonariuszy CBA zakład pozostał bez nadzoru, co zrzuciło obowiązki ochrony na jego zespół. Wyjaśnił, że kadra zarządzająca w ogóle nie interesowała się sprawami bezpieczeństwa. „Dla złodziei wystarczyłoby kilka dni lub tygodni, by rozkradli to miejsce” — dodał, zauważając „niefrasobliwość” osób odpowiedzialnych za zarządzanie spółką.
LOS PRACOWNIKÓW
Syndyk poruszył także trudną sytuację pracowników Manufaktury, wskazując na skomplikowane przenosiny między spółkami, które często kończyły się brakiem wynagrodzenia lub jedynie częściowym zaspokojeniem ich roszczeń. Niezapłacone pensje sumują się w wysokie kwoty.
W wyniku zaistniałej sytuacji syndyk złożył wniosek do Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych o wypłatę zaległych wynagrodzeń. Jak zauważył, proces ten jest czasochłonny, głównie z powodu braków w dokumentacji. „To żmudna praca, ponieważ dysponujemy szczątkowymi materiałami” — podsumował Kolczyński, wyrażając frustrację nad chaosem, który zapanował w firmie Janusza Palikota.