Dzisiaj jest 19 września 2024 r.
Chcę dodać własny artykuł

Światowi giganci sięgają po Polaków. Szczególnie w tym mieście

Okazały, pomalowany na jasny kolor dom. Dookoła czysto i zielono. Gdy wchodzimy do środka, uderza mnie cisza. Budynek jest prawie pusty, są wakacje, więc działalność jest ograniczona. Po chwili słyszę z góry niewyraźny stukot obcasów. Akurat odbywają się tam zajęcia taneczne.

Dom Polski w Seattle w amerykańskim stanie Waszyngton istnieje od 1918 roku. Od tamtego czasu prowadzący to centrum kulturalne starają się podtrzymywać patriotyczny duch wśród tamtejszej Polonii. Lidia Jaskłowska, od kilku lat jest prezeską Domu, jest reprezentantką kolejnego już pokolenia Polek i Polaków, którzy wybrali życie w tym odległym od ojczyzny zakątku świata.

Kobieta oprowadza mnie po tej pięknej posiadłości. W środku czuć delikatną nostalgię – widać, że dom kultury lata świetności ma za sobą. A mimo to Polonia nadal trzyma się dzielnie i stara się utrzymać zainteresowanie Polską. Choć, jak przyznaje prezeska, jest to coraz trudniejsze.

Dom Polski w Seattle jest miejscem spotkań, odbywają się w nim koncerty, bazary, rocznice, święta. Działa tu zespół taneczny kultywujący tradycyjne polskie tańce, organizowane są obiady piątkowe. Przy współudziale Domu Polski odbywa się też w Seattle polski festiwal.

W Domu działa także Koło Pań dbające między innymi o przekazywanie tajników polskiej kuchni. Celebruje się święta i wszystkie ważne dla Polski daty.

Na ścianach widzę sporo zdjęć z przeszłości. Są na nich uśmiechnięci ludzie, biorący udział w potańcówkach i innych imprezach, którymi przed laty żyła tutejsza Polonia. Choć zainteresowanie spotkaniami i wspólnymi aktywnościami nadal jest, Lida Jaskłowska zaczyna się martwić o to, komu obecny zarząd przekaże Dom w przyszłości.

– Choć mam wrażenie, że ostatnio zauważam zwiększony ruch wśród młodych, to nadal przychodzą rzadko. Nie wiem, jak ich zachęcić, by przychodzili, zaangażowali się. To jest nasz duży problem – mówi prezeska. Wskazuje kilka fotografii na ścianie. – Dużo osób, które są na tych zdjęciach już odeszło – słyszę. Kobieta świetnie mówi po polsku, choć przyznaje, że czasem zdarza jej się zapomnieć jakieś słowo.

Na ścianie z pamiątkowymi tablicami jedna rzuca się w oczy. Widnieje na niej informacja o wyjątkowym gościu Domu Polskiego. Od Jaskłowskiej dowiaduję się, że pod koniec lat 50. grał tam młody Jimi Hendrix, wówczas w zespole The Rocking Kings. Legendarny muzyk wychował się właśnie w Seattle.

Spacerujemy po kolejnych korytarzach domu. Byłyśmy w kuchni, w sali, w której odbywają się obiady. Idziemy w końcu na górę, której większą część zajmuje sala balowa. To tam odbywają się ćwiczenia tańca. Obok zaś jest pomieszczenie, które kiedyś było biblioteką. Dziś mało kto czyta drukowane książki – stwierdza prezeska. Biblioteka zatem została zlikwidowana, zaś księgozbiór będzie częściowo rozdany.

Jaskłowska z przejęciem mówi o jednej z najważniejszych imprez organizowanych przez Dom Polski. To cykliczne bazary – jesienne i wiosenne. W sali balowej ustawione są wówczas rozmaite stoiska, a na nich lokalne produkty, rękodzieło, ceramika, ozdoby.

Na dole zaś można kupić jedzenie. Największym powodzeniem cieszą się pierogi. – Kolejki są niesamowite. Ciągną się jeszcze kawałek na zewnątrz – mówi prezeska. Jak się okazuje, po przysmaki przychodzą nie tylko Polacy.

Skąd Polacy w Seattle? Pierwsi polscy imigranci przybyli do stanu Waszyngton w latach siedemdziesiątych XIX wieku, osiedlając się głównie u podnóża Gór Kaskadowych. Nieco później Seattle zaczęło przeżywać nagły rozwój i boom gospodarczy, ze względu na gorączkę złota w Klondike w 1897.

Kolejna fala to migracja powojenna. Ruch Solidarności przyniósł trzecią falę imigracji w latach 80. Obecnie Polacy często przybywają do Seattle do pracy. Ciągle rozwijająca się branża technologiczna, m.in. giganci tacy jak Microsoft i Amazon, przyciągają nowe pokolenie wykształconych profesjonalistów.

Wśród nich był między innymi Andrzej Turski. Do Stanów Zjednoczonych przyleciał w 1987 roku w ramach wymiany. Uczył fizyki m.in. na Uniwersytecie Kalifornijskim. Od 1989 roku pracował w Microsoft w Seattle. Był jednym z pierwszych Polaków pracujących tam jako specjaliści w IT.

Jakiś czas później podobną drogę przeszli Lidia Jaskłowska i jej mąż Krzysztof. Młodzi inżynierowie po studiach wyprowadzili się z Polski na początku lat 80. Najpierw mieszkali m.in. w Kanadzie. W latach 90. trafili do Seattle, gdzie znaleźli pracę. Ona w firmie telekomunikacyjnej, on z kolei w branży lotniczej, w Boeingu.

– Pani Marta Gołubiec miała metodę przyciągania nowych osób do Domu Polskiego – opowiada Lidia Jaskłowska. – Byłam jedną z tych osób. Też próbuję przyciągać ludzi tak jak ona. Różnie to wychodzi. Ale kilka młodych ściągnęłam, oni przyprowadzają znajomych.

Jak zwraca uwagę, w Domu brakuje młodzieży. – Rozumiem ich. Pamiętam, jak sama przyjechałam za granicę. Nie było czasu na działalność w Polonii. Trzeba było pracować, opiekować się dziećmi.

Wspomina także bale Polonii, które odbywały się w przeszłości. Kiedyś w Domu działała grupa taneczna. Spotkania odbywały się w czwartki wieczorem, było wino, przekąski. Bardziej niż o taniec, chodziło w nich raczej o to, by pobyć razem, porozmawiać.

– Kiedyś rozrywka była trochę inna. Może nie było tylu alternatyw – przyznaje Lidia Jaskłowska. – Nie wiem, czy żal mi tych bali. W życiu rzeczy się zmieniają.

Anna Nicz, Seattle

Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: anna.nicz@firma.interia.pl

Źródło/foto: Interia

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments

Przeczytaj również:

Artykuły minuta po minucie