W Warszawie na Mokotowie doszło do niezwykle niebezpiecznego zdarzenia, gdy mężczyzna wymusił na kierowcy autobusu linii nr 119 okazanie prawa jazdy, po czym oddał w jego stronę strzały. Policja zna już tożsamość napastnika i jest bliska jego zatrzymania.
Niecodzienna sytuacja w komunikacji miejskiej
Incydent wydarzył się 4 lutego około godziny 17:00, gdy autobus kierował się w stronę ul. Czerniakowskiej. Na przystanku przy ul. Chełmskiej młody mężczyzna wsiadł do kabiny kierowcy z żądaniem okazania dokumentu tożsamości. Po odmowie wyciągnął broń, a następnie, stojąc na zewnątrz, strzelił w stronę kierowcy, nie przejmując się konsekwencjami.
Niezwykłe szczęście
Na szczęście, mimo oddania trzech strzałów, nikt nie odniósł obrażeń. Strzały nie przebiły szyby, ale uszkodziły lewe skrzydło drzwi autobusu. Cud? A może tylko chwilowa łaskawość losu w obliczu groźby? Jedno jest pewne — sytuacja mogła zakończyć się znacznie gorzej.
Fakty o napastniku
Jak dotąd nie ustalono, czy napastnik przebywał wcześniej w autobusie, czy wsiadł do niego na przystanku. Wiadomo jedynie, że ma około 30 lat. Policja dysponuje jego wizerunkiem z kamer monitoringu z wnętrza pojazdu. Asp. szt. Marta Haberska z Komendy Rejonowej Policji w Mokotowie zaznacza, że publikacja zdjęcia jest możliwa tylko po uzyskaniu zgody prokuratury, chociaż jak do tej pory nie jest to konieczne. „Jesteśmy na dobrej drodze do zatrzymania go” — dodaje informująca o sprawie policjantka.
Rodzaj broni u nieznanego sprawcy
Śledczy badają również, z jakiego rodzaju broni padły strzały. „Wyglądała na pneumatyczną, ale wciąż ustalamy, co to dokładnie było” — wyjaśnia Haberska, która z równą powagą, co z właściwym jej zawodowi zdziwieniem, postrzega całą sprawę. Choć sprawa brzmi dramatycznie, pytanie pozostaje — co my, jako społeczeństwo, robimy, aby zapobiegać takim zdarzeniom?
Konsekwencje dla agresora
Co czeka agresora? Obecnie toczy się przeciwko niemu postępowanie w sprawie uszkodzenia mienia. W przypadku skazania może otrzymać karę pozbawienia wolności do 5 lat. Warto zadać sobie pytanie — jakie normy społeczne muszą zostać wdrożone, żeby podobne sytuacje nie miały miejsca w przyszłości? Przypadek ten jest smutnym przypomnieniem, jak kruche jest nasze bezpieczeństwo w codziennej rzeczywistości.