Dogęszczanie przestrzeni miejskiej to odpowiedź na dwa kryzysy: mieszkaniowy i klimatyczny. Im szybciej podejmiemy działania w tym zakresie, tym lepiej dla społeczeństwa jako całości. Co więcej, gęstość zabudowy nie musi być negatywna – może być zielona i przyjazna dla mieszkańców.
W cyklu „13 pięter” autorstwa Filipa Springera, nagradzanego pisarza, reportera i fotografa, poruszana jest tematyka kryzysu mieszkaniowego w Polsce i poza nią. Autor zamierza ukazać, jak wygląda mieszkalnictwo na naszym terenie oraz podsunąć możliwe rozwiązania.
Na przykład Grzesiek, kierowca z Trójmiasta i miłośnik Tatr, zareagował w emocjonalny sposób na wywiad, w którym wspomniałem o potrzebie ograniczenia budowy domów jednorodzinnych oraz dogęszczania miast. Zareagował jednak nie tylko on – w mojej skrzynce znalazły się dziesiątki podobnych wiadomości.
Architektura i związane z nią działania generują 40% globalnych emisji dwutlenku węgla – gdyby była osobnym państwem, emitowałaby więcej CO2 niż całe Chiny. Największe koszty środowiskowe generuje natomiast budowa domów jednorodzinnych. To analogiczne do wykorzystania energii przez samochody: jest to niezwykle nieracjonalne, by przewozić osobę ważącą kilkadziesiąt kilogramów w pojeździe o wadze półtorej tony. Budownictwo jednorodzinne ma podobną logikę wiążącą się z nadmiernym zużyciem zasobów.
Budowa wolnostojącego domu wiąże się z czterokrotnie wyższym zużyciem energii w porównaniu do pięciopiętrowej kamienicy w mieście. Dodatkowo, pociąga za sobą konieczność rozwinięcia infrastruktury, co obciąża samorządy. W rezultacie zyski z domków z ogródkiem są indywidualne, podczas gdy koszty związane z degradacją środowiska ponoszą wszyscy mieszkańcy.
Rozwój polskich miast postępuje w zastraszającym tempie. Wiele osób wciąż marzy o domku z ogródkiem, co jest dodatkowo wzmocnione rosnącymi cenami mieszkań w miastach. Decyzje o budowie domu opierają się na aspektach ekonomicznych oraz stylu życia. Pandemiczne ograniczenia dodatkowo potęgowały chęć zakupu nieruchomości z ogrodem.
Trudno wskazać granice polskich miast na satelitarnych mapach. Fachowcy określają to zjawisko mianem „sprawl”, czyli rozlewania się miast. Prowadzi to do obniżenia jakości życia i negatywnych konsekwencji dla środowiska. W związku z regulacjami unijnymi, które wymagają odbudowy znacznych obszarów ekosystemów do 2050 roku, rozbudowa nowych domów staje się problematyczna.
Dogęszczanie miast to rozwiązanie tego problemu. Oczywiście, budzi to opór wśród część społeczeństwa, które kojarzy wysoką gęstość zabudowy z miastami takimi jak Hongkong czy Tokio. Jednak w Polsce wśród najgęściej zabudowanych obszarów nie znajdziemy miejsc z zabudową przekraczającą pięć czy sześć pięter – jak Ołbin we Wrocławiu czy Muranów w Warszawie. Obszary te są z reguły zielone i przyjazne dla ludzi.
Odpowiednie przykłady gęstości zabudowy można znaleźć także w Kopenhadze, Barcelonie czy Amsterdamie, które często plasują się w rankingach najszczęśliwszych miast na świecie. Zgodnie z unijnymi regulacjami do 2030 roku w miastach ma być posadzonych 30 miliardów drzew, co oznacza, że na jednego mieszkańca Europejskiego miasta przypada około 80 nowych drzew – co można porównać do niewielkiego parku.
Reakcja Grześka na moje wskazówki może wynikać z obaw związanych z gęstością urbanistyczną. Proponuję jednak spojrzenie na to z innej perspektywy. W obliczu prognoz, które wskazują na wyludnianie się Polski do 2050 roku, mamy szansę na mądre zarządzanie istniejącymi zasobami. Aktualnie w miastach znajduje się niemal dwa miliony pustostanów, a w Warszawie ich liczba sięga około 200 tysięcy.
Mimo że mówi się o brakach mieszkań w Polsce, adaptacja istniejących pustostanów mogłaby stać się rozwiązaniem problemu braku mieszkań i jednocześnie podnieść jakość życia mieszkańców. Szacuje się, że z dotacji Funduszu Dopłat Banku Gospodarstwa Krajowego mogłoby być sfinansowane dostosowanie 75 tysięcy lokali. Mądre interwencje rządowe na rynku mogłyby przyczynić się do obniżenia cen mieszkań.
Korzyści takiej sytuacji odniesie wiele osób – zarówno ci, którzy potrzebują mieszkań komunalnych, jak i ci, którzy pragną nabyć własne lokum, ale obecnie ich na to nie stać. Zyskaliby także mieszkańcy, bo gęstość wzrosłaby bez potrzeby wznoszenia nowych konstrukcji, co pozytywnie wpłynęłoby na przyrodę. Wierzę, że w dłuższej perspektywie również Grzesiek mógłby się z tego ucieszyć.
Źródło/foto: Interia