Radosław Sikorski, obecny minister spraw zagranicznych, w programie Polsat News podzielił się swoimi przemyśleniami na temat potencjalnego kandydowania w nadchodzących wyborach prezydenckich. W sposób bardzo bezpośredni zaznaczył, że skoro czyta o tej kwestii w mediach, to musi to być prawda. Przy okazji ostrożnie wskazał na Rafała Trzaskowskiego, prezydenta Warszawy, sugerując, że jego zrozumienie rzeczywistości może być ograniczone.
Kto będzie następnym kandydatem?
W połowie października Donald Tusk ogłosił datę, kiedy Koalicja Obywatelska ujawni swojego kandydata na prezydenta. Informacja ma być przedstawiona 7 grudnia, a według Tuska, nominacja będzie dotyczyć osoby, która „przemawiała na ostatniej konwencji KO”. Choć na rynku politycznym krąży kilka spekulacji, w szczególności pojawiają się dwa nazwiska: Rafał Trzaskowski oraz Radosław Sikorski.
W piątek, pytany o możliwego kandydata KO, Sikorski postanowił skomentować obie opcje, zwracając uwagę, iż przyszły kandydat powinien rozumieć zarówno liberalne, jak i konserwatywne wrażliwości. W tym kontekście nie omieszkał zasugerować, że w Warszawie czasami brakuje tego zrozumienia. „To powinna być osoba, która rozumie wrażliwość i liberalną, i konserwatywną. A nie zawsze w Warszawie wszyscy rozumieją, jak myśli reszta Polski” — skomentował.
Bezpieczna wygrana to klucz
Sikorski nie ukrywał też, że kluczowym priorytetem KO jest zapewnienie sobie zwycięstwa w drugiej turze. „To rzecz najważniejsza, aby zacząć realizować nasze obietnice wyborcze. Bo obecny prezydent przeszkadza rządowi, złośliwie wysyłając ustawy do trybunału pani magister Przyłębskiej, blokując nominacje, chociażby ambasadorskie” — podsumował minister, pokazując przy tym swoje zaniepokojenie sytuacją polityczną.
Słowa Sikorskiego z pewnością rozgrzeją atmosferę wewnętrznych rywalizacji w KO, ponieważ zarówno on, jak i Trzaskowski, będą musieli przekonać wyborców, że to właśnie oni powinni reprezentować partię w najważniejszym wyścigu przyszłego roku.