W ostatnim czasie udział Europy w negocjacjach pokojowych wywołuje wiele kontrowersji, zwłaszcza po zapowiedziach administracji Donalda Trumpa sugerujących, że obecność europejska nie jest konieczna. Władimir Putin, prezydent Rosji, ma jednak odmienne zdanie. W swoich wypowiedziach podkreślał, że europejskie zaangażowanie w rozmowy dotyczące Ukrainy jest mile widziane.
ENIGMATYCZNY GŁOS PUTINA
Keith Kellogg, specjalny wysłannik Donalda Trumpa ds. Ukrainy i Rosji, zapowiedział, że Unia Europejska nie weźmie udziału w negocjacjach kończących wojnę w Ukrainie. Podkreślił, że nie chcą powtarzać sytuacji sprzed kilku lat, która miała miejsce w Mińsku. W odpowiedzi na te informacje, Putin wyraził otwartość na obecność europejskich liderów w rozmowach o zakończeniu konfliktu. Słowa rosyjskiego przywódcy miały znamienny wydźwięk, zwłaszcza że wcześniej Bruksela unikała dialogu z Moskwą.
DIALOG CZY KONFLIKT?
Putin przyznał, że choć Rosja nigdy nie odmawiała europejskim partnerom współpracy, to w przeszłości były momenty, w których to Europa zrezygnowała z kontaktu z Moskwą. Rosyjski lider zasugerował, że jeśli Europejczycy chcą wrócić do rozmów, powinni to zrobić bez zbędnych opóźnień. Odniósł się także do działań Trumpa, które – jego zdaniem – są bardziej pragmatyczne niż emocjonalne, zauważając, że obecna polityka USA nie sprzyja interesom Rosji, lecz Ukrainy.
KONKRETNE PROPOZYCJE
Putin zasugerował, że w interesie obu krajów leżałoby jednoczesne obniżenie wydatków na obronność, a nawet Chiny mogłyby przystąpić do takiego działania, jeśli zechciałyby się w nie zaangażować. Warto także zwrócić uwagę na rosyjską gotowość do współpracy z amerykańskimi firmami w dziedzinie metali ziem rzadkich, a także w produkcji aluminium. Przypomniał przy tym, że umowa dotycząca minerałów między USA a Ukrainą nie ma związku z interesami Rosji.
Oczywiste jest, że sytuacja na Ukrainie wciąż pozostaje niepewna, a reakcje światowych liderów mogą mieć kluczowe znaczenie dla przyszłości regionu. Choć Putin wydaje się otwarty na dialog, pozostaje pytanie, czy jego słowa przełożą się na konkretne działania, a może są tylko wymownym echem politycznej gry?