Dzisiaj jest 19 września 2024 r.
Chcę dodać własny artykuł

Prawybory Bosaka, gnębienie Szydło. Prawica w pułapce

Zamieniając miejsce
Popularne miejsca
Idea „prawybory prawicowe”, zaproponowana przez Krzysztofa Bosaka, wydaje się bardziej blefem. Niemniej jednak PiS powinien traktować poważnie propozycję rozmów z Konfederacją w sprawie kandydatów na prezydenta. Wiemy jednak, że nie zdecyduje się na to.
Ogłoszenie przez Donalda Tuska dogmatu, że PiS „ukradł Polakom 100 miliardów”, nie służy jedynie jako forma nacisku na Państwową Komisję Wyborczą. Ten dogmat definiuje, jakie tematy będą dominować w polskiej polityce w nadchodzących miesiącach, zwłaszcza podczas kampanii prezydenckiej. Liczba ta wydaje się wysunięta z sufitu, gdyż szef Krajowej Administracji Skarbowej wspomina o pięciu miliardach, a nie jest jasne, co władza uważa za definiujące zawłaszczenie publicznych funduszy.
Nie kwestionuję faktu, że przez osiem lat niektórzy politycy PiS popadli w demoralizację, wyobrażając sobie, że będą rządzić wiecznie. Korzystali oni z państwowych funduszy, by wzmacniać swoje wpływy w sektorze publicznym.
Jednak inscenizacja Tuska, mobilizująca 100 urzędników do szukania błędów poprzedników, jest mało spójna z demokracją. Towarzyszą temu żenujące działania, jak próba usunięcia „niepożądanego sędziego” wybranego przez losowanie do orzekania o areszcie polityka opozycji Marcina Romanowskiego.
Co więcej, w tej sytuacji pojawia się coś jeszcze bardziej niepokojącego. Tusk wielokrotnie tłumaczył, że jeszcze niewiele osiągnął, ponieważ musi oczyścić państwo po poprzednikach. Teraz postara się robić to jeszcze bardziej gorliwie. To sygnał, że nie powinniśmy oczekiwać po nowym rządzie spójnej, sensownej polityki skierowanej w przyszłość.
Ta burza czyni z Zjednoczonej Prawicy oblężoną twierdzę. Ten proces będzie się nasilał. Pytanie brzmi, co to oznacza. Czy bardziej militarne kierowanie partią Prawo i Sprawiedliwość? Już od lat miało to przypominać wojsko w zamierzeniu Jarosława Kaczyńskiego. Jednak bardziej kojarzyło się raczej z dworem sułtańskim, ale intencje są jasne.
Model wodzowskiego zarządzania, gdzie władza koncentruje się w rękach stale starzejącego się lidera zdeterminowanego swoją nieomylnością, rodzi pytanie, czy odpowiedzią na zagrożenie zewnętrzne powinno być większe zaangażowanie kolektywnego kierownictwa partii, działaczy samorządowych, a nawet zwykłych członków? To dojrzała refleksja.
Z drugiej strony, dla PiS wybory prezydenckie stają się ostateczną bitwą. Jeśli polityk z obecnej koalicji, według plotek być może sam Tusk, zdobędzie Pałac Prezydencki, znikną ostatnie zahamowania. Ostatecznie zlikwidowane zostaną niezależne instytucje od obecnej władzy, minister Bodnar przeprowadzi czystkę w sądach, a pod pretekstem walki z „mową nienawiści” wprowadzona zostanie regularna cenzura. Będzie próba zbudowania systemu bez prawicy, bez opozycji.
Wobec tego zagrożenia obecny zestaw potencjalnych kandydatów prezydenckich PiS wydaje się dość blady. Oczywiście można marzyć o znalezieniu fenomenu na miarę Andrzeja Dudy, który w 2015 roku zaskoczył swój własny obóz. Jego zadaniem było wejście do drugiej tury. Teraz mamy do czynienia z dylematem: zwycięstwo albo śmierć.
Podobne cuda, jak ten z Dudą, nie zdarzają się często. Można twierdzić, że Tobiasz Bocheński czy Zbigniew Bogucki to inteligentni, bez obciążeń przeszłością kandydaci, znacznie młodsi od Tuska. Niemniej jednak czujemy, że każdy z nich, używając metafory, będzie jak dżentelmen z parasolem stawiający czoła huraganowi. Albo jak chłopiec z pistoletem w lesie, spotykający krwiożerczego niedźwiedzia.
Nie wspominam o Karolu Nawrockim, gdyż niewiele wskazuje na to, aby stanął do konkurencji. Jeśli jednak się pojawi, może zaszkodzić kierowanemu przez niego Instytutowi Pamięci Narodowej. Byłoby to dodatkowe uzasadnienie dla Tuska, aby po zwycięstwie koalicyjnego kandydata szybko ograniczyć IPN.
Na obecną chwilę, pomysł Bosaka został zaskakująco dobrze przyjęty zarówno przez konserwatywne think tanki, jak i przez komentatorów niezwiązanych z prawicą. Zaczęli oni tłumaczyć, że jest to dobrze przemyślany sposób na zwiększenie rozgłosu dla kandydata prawicowego. Wspominano nawet prawybory prezydenckie wewnątrz Platformy Obywatelskiej w 2010 roku.
Należy jednak zauważyć, że w USA, do którego często się odwołuje, prawybory mają charakter masowej elekcji przy urnach w większości stanów. W szeregach PO była to po prostu kwestia głosowania członków partii, wymagająca mobilizacji, lecz nie więcej.
Konfederacja również zorganizowała podobną inicjatywę w 2020 roku. Wygrał wtedy Bosak – zasłużenie, gdyż jest najbardziej wprawnym z liderów tego środowiska. Aby zagłosować, wystarczyło… zapłacić 200 złotych.
Z żadnej wypowiedzi Bosaka nie wynika, jak mają być zorganizowane wspólne prawybory dla różnych ugrupowań. Kto miałby w nich głosować? Członkowie PiS, Suwerennej Polski i Konfederacji? Czy może każdy, kto się zgłosi i zapłaci? Autorzy „listu autorytetów” również tego nie wyjaśnili.
W każdym z tych scenariuszy, prawdopodobnie głosy z partii PiS zdominowałyby mniejsze środowisko polityczne Mentzena i Bosaka. Nawet w przypadku pojawienia się kilku kandydatur w samym PiS. Trudno uwierzyć, że Bosak tego nie zauważa. Nikt go również nie zapytał o kształtowanie procedury prawyborów, począwszy od pierwszego wywiadu dla Radia Zet.
Ja postanowiłem to sprawdzić. W odpowiedzi od wicemarszałka Bosaka usłyszałem, że wystarczyło się zarejestrować i zapłacić, tak jak w Konfederacji. Nie było wymogu członkostwa w partii, jedynie potwierdzenie tożsamości takiego „wyborcy”.
Współpracownicy Bosaka przekonują mnie, że wierzy on w zdolność przyciągnięcia części wyborców PiS w wyniku takiej procedury

Źródło/foto: Interia

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments

Przeczytaj również:

Artykuły minuta po minucie