Wrześniowa powódź, która nawiedziła Dolny Śląsk i Opolszczyznę, wyrządziła ogromne szkody i ujawniła niedostateczne przygotowanie regionu na takie katastrofy. Poniemieckie ziemie odzyskane są w stanie alarmującym, z dramatycznym brakiem mieszkań oraz pilną potrzebą odbudowy zniszczonych obszarów. Ludzie, którzy stracili swoje domy, żyją w przerażeniu i zastanawiają się nad przyszłością. Co dalej? Pozostać w strefie zagrożenia, czy rozpocząć nowe życie w nieznaną przyszłość? Odwiedziliśmy Stronie Śląskie i gminę Lewin Brzeski, które najbardziej ucierpiały podczas wrześniowej powodzi.
BRAK MIESZKAŃ I WZRASTAJĄCE CENY
W Stroniu Śląskim sytuacja jest dramatyczna. Ceny mieszkań wzrosły znacząco po powodzi, a działki, na których można by bezpiecznie się wybudować, sięgają 400 tys. zł za 20 arów. Wiele osób chce stamtąd uciekać.
– Nie chcę już tutaj mieszkać, nie chcę przeżywać powodzi po raz kolejny. Potrzebne są zdecydowane działania ze strony rządu. W Stroniu jest wiele działek rolnych, które można by przekształcić, aby wybudować się na bezpiecznym terenie. Przez 15 lat nie otrzymaliśmy zgody na takie zmiany. Poprzedni wojewoda argumentował, że jest wystarczająco dużo gruntów, więc nie ma potrzeby przekształcania ich – relacjonuje Filip Bułaciński, który wraz z rodziną po raz czwarty zmaga się z konsekwencjami powodzi. Ich dom, odziedziczony po babci, znajduje się w niebezpiecznej strefie. – Miasto nie oferuje żadnych alternatyw – dodaje pan Filip.
ŻYCIE W STRACHU
Obawy mieszkańców są uzasadnione. – Nie mamy żadnych gwarancji, że w przyszłości będziemy mogli żyć bezpiecznie. Odbudowa tamy zajmie lata, a w międzyczasie nie możemy liczyć na żadne zabezpieczenia. Remonty domów po powodzi są jak wyrzucanie pieniędzy w błoto, kiedy każda ulewna noc niesie zagrożenie – mówi pan Filip, wyrażając smutek i rozczarowanie.
Joanna Serafin (57 l.) również nie ma miejsca, które mogłaby nazwać swoim. Mieszka z mężem i wnukiem w hotelu po tym, jak ich mieszkanie w Stroniu Śląskim zostało mocno uszkodzone. – Ostatni remont przeprowadzaliśmy cztery lata temu, a teraz nie wiemy, co będzie dalej. Nie jesteśmy w stanie ocenić, kiedy wrócimy do swojego lokum. Czujemy się jak przybłędy, a tak bardzo pragnęlibyśmy znów poczuć się u siebie – relacjonuje Joanna, wypowiadając smutne myśli o przyszłości.
BIEDA I BRAK WSPIERANIA
Powódź ujawniła też problem ubóstwa, dotykając głównie osoby o niskich dochodach, które nie mogą sobie pozwolić na kosztowne remonty. Gminy nie dysponują wystarczającą liczbą mieszkań komunalnych czy socjalnych, a środki z państwowych zasiłków rzadko pokrywają nawet podstawowe naprawy. Komisje mierzą straty, przydzielając niewielkie kwoty na pokrycie zniszczeń – każdy procent oznacza zaledwie 2000 zł.
Rafał Sroka (31 l.) z Wronowa w gminie Lewin Brzeski otrzymał rekompensatę w wysokości 22 proc., co oznacza około 45 tys. zł na odbudowę swojego 111-letniego domu. W trudnej sytuacji życiowej, z rodziną zmagającą się z problemami zdrowotnymi, czuje, że to niewystarczające. Choć przy wsparciu wolontariuszy udało się usunąć pleśń, warunki nadal są katastrofalne – dach dziurawi się, a tynki odpadają. Panu Rafałowi przyznano wojskowy kontener na czas remontu, lecz jego warunki są dalekie od idealnych, brakuje w nim podstawowych udogodnień.
POWODZENIE ALE I NOWE WYZWANIA
Beata Rozkosz z Stroszowic staje w obliczu podobnych wyzwań. Po tym, jak jej dom został wskazany do rozbiórki, miała szczęście, że gmina nie kazała jej iść na ulicę. Dzięki wyjątkowemu zezwoleniu na remont, przeprowadziła się do kontenera z dziećmi, co również rodzi liczne trudności. Cieszy się, że nie mieszka już u sąsiadki, ale mimo wszystko obawia się przyszłości. Jej dochody pochodzą z renty socjalnej i świadczeń dla wnucząt, a niepewność dotycząca obiecanych zasiłków na remont dodatkowo potęguje stres – „Opadła woda i zrobiło się cicho” – podsumowuje pani Beata.
BRAK WSPIERANIA I BEZRADNOŚĆ WŁADZ
Mieszkańcy Stronia Śląskiego krytykują lokalne władze za ich bezradność w obliczu katastrofy. Wierzą, że muszą się opierać przede wszystkim na sobie oraz wsparciu empatycznych ludzi spoza regionu. Po powodzi wsparło ich wiele inicjatyw wolontariackich oraz pomocnych akcji organizowanych przez fundacje. Problem wykracza ponad możliwości wójtów i burmistrzów, którzy wobec powodzi okazali się bezradni.
Dla poszkodowanych powódź skończyła się z chwilą wizyty premiera Donalda Tuska w Kłodzku 17 września br. Od tego momentu czują, że ich dramat zmienia się w lokalny problem, którego nikt nie chce już dostrzegać.
Miesiąc po tragedii wróciliśmy w miejsce, które pamięta dramatyczne historie mieszkańców. „Gdyby nie oni, wielu by wylądowało w psychiatryku” – tak określają wsparcie, które otrzymali w najtrudniejszych chwilach, bez których nie byliby w stanie poradzić sobie z traumą powodzi.