Dlaczego mieszkańcy Kłodzka, Lądka-Zdroju czy Głuchołazów wciąż oczekują wsparcia po powodzi? Reakcja władz na katastrofy naturalne zawsze była kluczowym testem dla rządzących – od początku ich istnienia, aż do dziś. Przykładem są sytuacje, w których wystarczy, że społeczeństwo przesunie swoją uwagę na inne tematy.
Film jako historia
Film „Gladiator II”, który obecnie zdobywa dużą popularność, osadzony jest w czasach późniejszych, ale nawiązuje do wydarzeń z 80. roku naszej ery. Przedstawia on wielką inaugurację rzymskiego Koloseum, gdzie na zlecenie cesarza Tytusa Flawiusza odbyły się walki okrętów, tzw. naumachia. Duma i rozmach cesarza wynikały z zaangażowania w pomoc ofiarom erupcji Wezuwiusza, która miała miejsce kilka miesięcy wcześniej.
Historie wsparcia
Ponoć dwa i trzy tysiące lat temu o sile władców sumeryjskich czy egipskich decydowały ich umiejętności w zapobieganiu klęskom żywiołowym i wsparciu ich ofiar. Dziś z kolei za oceanem trwają dyskusje na temat współpracy między wiceprezydent Kamalą Harris a gubernatorem Florydy Ronem DeSantisem w kontekście wrześniowych huraganów. Nieustannie docierają informacje o nowych funduszach na odbudowę i wsparcie ofiar.
W Polsce jednak temat powodzi sprzed kilku tygodni wydaje się być prawie nieaktualny. Kilkanaście powiatów zostało dotkniętych przez zalania, premier odwiedził dotknięte tereny, a działania były na tyle ograniczone, że szybko zapomniano o konkretnych krokach pomocowych. Lokalny portal z Kłodzka relacjonuje, jak wpływowy polityk wchodził do domu ofiar, które wciąż nie otrzymały wsparcia.
Problemy z odbudową
Jerzy Owsiak, wyznaczony przez premiera do organizacji pomocy, nie potrafił wskazać konkretnej kwoty przeznaczonej na pomoc, sugerując odsyłanie do strony internetowej. Z kolei Marcin Kierwiński, pełniący rolę koordynatora akcji popowodziowej, przerzucił odpowiedzialność na poprzednie rządy, wskazując na utrudnienia w działaniach spowodowane przepisami rządów Prawa i Sprawiedliwości. Należy jednak zauważyć, że inne regulacje nie przeszkadzały rządowi w działaniu w czasach tzw. „demokracji walczącej”.
Co takiego się wydarzyło? Wydaje się, że rząd nie zrealizował swojego podstawowego obowiązku, zastępując go działaniami PR-owymi i wydarzeniami celebryckimi, które miały zasłonić rzeczywistą bezczynność. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Donald Tusk powierzył Marcina Kierwińskiego odpowiedzialnością za powódź nie z powodu przyznania mu zasług, lecz po to, by umieścić go w trudnej sytuacji. Jeśli to prawda, sugeruje, że premier był świadomy nadchodzących kłopotów związanych z pomocą oraz odbudową.
Problematyczna komunikacja
Zastanawia, czy styl komunikacji rządu oraz Donalda Tuska nie przerodził się w metodę rządzenia. Ich przekaz często cechuje się sprzecznościami, a niektóre obietnice są stale przypominane. Kampania Koalicji Obywatelskiej w dużej mierze opierała się na mediach społecznościowych, które dynamicznie przekształciły sposób, w jaki politycy docierają do wyborców.
Przekaz ma za zadanie wzbudzać emocje, takie jak nadzieja, strach czy fascynacja. Rola faktycznej treści oraz logicznych powiązań pomiędzy kolejnymi komunikatami z czasem zanika. W ten sposób cele protestów, takich jak demonstracje Donalda Tuska, zmieniają się, a uczestnicy zatracają pamięć o pierwotnych motywach. Sytuacja Jarosława Kaczyńskiego, który z wroga Putina stał się jego rzekomym sprzymierzeńcem, obrazuje zmienność postrzegania polityków w świetle bieżących wydarzeń.
Daniel Obajtek przez długi czas był obiektem różnych oskarżeń, które szybko znikały, a w ich miejsce pojawiały się nowe, przemyślne narracje związane z jego osobą. W kontekście budowy negatywnych konotacji przy jego nazwisku emocje, uprzedzenia i sympatia dominują nad racjonalnym spojrzeniem na rzeczywistość.
Wydaje się, że metoda ta przekształciła się z komunikacji w sposób rządzenia. O ile we wrześniu oglądaliśmy zapisy z powodzi, o tyle w październiku fokus przesunął się na inne, równie błahe tematy. Prawdziwym pytaniem pozostaje, czy taki sposób politycznej narracji przekona mieszkańców Kłodzka, którzy wciąż nie mają dachu nad głową. Co więcej, kiedy coraz więcej osób dostrzeże, że emocjonalne filmy nie rozwiązują codziennych problemów, a życie wciąż wymaga konkretnej pomocy.
Wiktor Świetlik
Źródło/foto: Interia