Mieszkańcy Kłodzka, Lądka-Zdroju i Stronia Śląskiego, dotknięci ostatnią powodzią, stają do walki z firmami ubezpieczeniowymi. Skarżą się na niewystarczające odszkodowania za zniszczenia w swoich domach. W niektórych przypadkach, gdy budynek kwalifikuje się do wyburzenia, oferowane kwoty są zaledwie połową wartości polisy. Materiał przygotowany przez „Interwencję”.
MIESZKANIE PODWÓJNEJ POWODZIANKI
Marzena Zawal uratowała z mieszkania jedynie kilka książek oraz lampy. – Jestem podwójną powodzianką. Moje mieszkanie w Stroniu oraz studio fotograficzne w Lądku uległy zniszczeniu. Musiałam wyrzucić większość rzeczy. Mieszkanie było ubezpieczone na 230 tysięcy złotych, a zaproponowane odszkodowanie to jedynie 40 tysięcy. Kosztorys nie pokrywa rzeczywistych wydatków, odtworzenie wszystkiego to koszt około 150 tysięcy – opowiada.
PROBLEMY Z UBEZPIECZENIAMI
– Zgłaszamy problemy już od momentu, kiedy firmy ubezpieczeniowe zaczęły działać na naszym terenie. Niezadowolenie z wypłat wzrasta, ludzie czują się oszukani – mówi Dariusz Chromiec, burmistrz Stronia Śląskiego. Niedawno w centrum Stronia Śląskiego stała zabytkowa kamienica, która jednak musiała zostać wyburzona. Mieszkańcy, wśród których są głównie emeryci, podkreślają, że budynek był w bardzo dobrym stanie przed powodzią.
NIEREALNE OFERTY I WARTOŚCI
– Rozbiórka była decyzją nadzoru budowlanego, który stwierdził, że budynek nie nadaje się do remontu i grozi zawaleniem. Ubezpieczenie wynosiło 3 miliony złotych, a zaoferowano nam jedynie 1,3 miliona. Koszt zużycia wyliczono na jedynie 55 procent, co jest krzywdzące. Nie rozumiemy, jak to możliwe, że w zaledwie dwa miesiące budynek stracił na wartości – relacjonują mieszkańcy.
WALKA O GODNE ODSZKODOWANIE
– Stale staramy się reagować, jednak nie mamy pełnego obrazu sytuacji. Firmy ubezpieczeniowe powinny działać przyzwoicie. Ktoś, kto wykupił polisę na określoną kwotę i stracił wszystko, powinien otrzymać pełne odszkodowanie – podkreśla Marcin Kierwiński, pełnomocnik rządu ds. odbudowy terenów dotkniętych powodzią.
ŻYCIORYSY ZRUJNOWANE PRZEZ POWÓDŹ
Kilka ulic dalej inny przedwojenny budynek również został zniszczony. Pani Bernadetta i pan Robert, współwłaściciele, czekają na wypłatę pełnego odszkodowania. Ich budynek był ubezpieczony na 4,5 miliona złotych, jednak ubezpieczyciel zaniżył jego wartość o połowę. – Otrzymujemy tylko 50 procent z tego, co powinniśmy dostać, co jest absolutnie nieakceptowalne – mówią rozgoryczeni mieszkańcy.
TURYSTYKA W KRYZYSIE
W Dolnośląskich kurortach, które dotknęła powódź, wielu mieszkańców utrzymywało się z turystyki. Nie mogąc liczyć na zadośćuczynienie z polis, próbują na własną rękę remontować zniszczone pensjonaty i gospodarstwa agroturystyczne. Pani Maria, zmuszona wynająć prawnika, walczy o swoje należne odszkodowanie. Zauważa, że wiele elementów, które były objęte ubezpieczeniem, zostało przez ubezpieczyciela zignorowanych.
ODMIANA POLSKIEGO UBEZPIECZENIA
– Ubezpieczyciele nie mogą oszukiwać poszkodowanych, którzy wykupili polisy z myślą o zabezpieczeniu swojego mienia – podkreśla Kierwiński. Pani Barbara, właścicielka restauracji i hotelu, również nie ma wątpliwości co do niesprawiedliwości systemu. Po zasypaniu przez wodę swojej restauracji oraz mieszkań, za szkodę ocenioną na pół miliona złotych otrzymała zaledwie 125 tysięcy.
ODMAWIANIE ODSZKODOWAŃ
Pani Ewa prowadziła restaurację w Lądku-Zdroju, jednak ubezpieczyciel odmówił jej wypłaty odszkodowania mówiąc, że powódź to nie to samo, co zalanie. – Ubiegałem się o zadośćuczynienie po zalaniu budynku, ale dostałem odmowę. Mimo że w polisie miałem zapis „od wszystkich ryzyk” – skarży się.
Jest to trudna sytuacja, z którą boryka się wielu poszkodowanych, którzy teraz muszą zmierzyć się z biurokracją i nieprzychylnym podejściem firm ubezpieczeniowych. Czy znajdą sprawiedliwość w swoich roszczeniach? Czas pokaże.
Źródło/foto: Polsat News