Dzisiaj jest 9 października 2024 r.
Chcę dodać własny artykuł
Zapraszamy do dyskusji!

Pomoc humanitarna w krytycznym momencie. „Sytuacja przerasta wszelkie oczekiwania”

– Miejscowy sztab kryzysowy miał poważne problemy – wspomina Marek Stan, były operator Jednostki Wojskowej GROM, który jako jeden z pierwszych dotarł z pomocą do Stronia Śląskiego. W pierwszych dniach po zerwaniu tamy i potężnej fali, która przeszła przez miasto, mieszkańcy potrzebowali ogromnego wsparcia. Jednak zagrożenie nadeszło z innej strony. – Codziennie dostawaliśmy informacje o kradzieżach, rozbojach i napadach na służby, w tym straż pożarną – relacjonuje Stan.

Katastrofa w Stroniu Śląskim

W ubiegłą niedzielę w Stroniu Śląskim osunęła się tama na rzece Morawka, zalewając niemal całe miasto. Świat obiegły szybko zdjęcia i filmy ukazujące potężną falę wody, która porwała konary drzew, samochody, a nawet budynki. W wyniku tego tragicznego zdarzenia zawaliła się część posterunku policji.

Marek Stan, instruktor programu „Siły Specjalne Polska” w Polsacie i były operator GROM-u, jako jeden z pierwszych pojechał do Stronia Śląskiego z pomocą po otrzymaniu alarmującego sygnału od Wojciecha Zacharkowa, dowódcy instruktorów w programie. „Zachar” zgłosił, że stracił kontakt z żoną i córką, które były w Stroniu.

– Napisałem mu, że wsiadam do samochodu i jadę pomóc. Dojazd z Bieszczad zajął mi sporo czasu, to około 700 km. Na szczęście okazało się, że jego rodzina jest bezpieczna. Widząc, w jak tragicznej sytuacji się znaleźliśmy, postanowiłem zostać i pomóc, jak tylko mogę – opowiada Marek Stan.

Walka z chaosem

Ostatecznie Marek Stan spędził tydzień w Stroniu Śląskim. Uważa, że na początku miejscowy sztab kryzysowy był w ogromnym nieładzie. – Mamy do czynienia z katastrofą, na którą nikt nie jest odpowiednio przygotowany, mimo istniejących procedur. Sztab kryzysowy nie radził sobie z sytuacją, konieczne było uporządkowanie wielu kwestii, od zapewnienia bezpieczeństwa po organizację dostaw dla potrzebujących, których było bardzo wielu.

Dzięki informacjom przekazywanym w mediach społecznościowych przez Zacharkowa udało się ściągnąć dodatkowych ludzi gotowych do pomocy.

– Wyznaczone przez gminę punkty pomocowe szybko się zapełniały, więc zaczęliśmy rozdzielać pomoc w sposób bardziej zorganizowany – mówi Stan. Już w poniedziałek punkty te zaczęły przyjmować dary z całej Polski, a grupa Stan’a rozwoziła pomoc także do pobliskich miejscowości, które były odcięte od świata.

– Docieraliśmy tam przed wojskiem – wspomina. W trzeciej dobie udało im się także zorganizować leki dla pacjentów onkologicznych.

Problemy z bezpieczeństwem

Grupa działała w porozumieniu ze sztabem kryzysowym. Według Marka Stana kluczowe były pierwsze dwie doby sytuacji kryzysowej. – Niezbędne było ustalenie, kto potrzebuje pomocy w pierwszej kolejności, a kto może czekać. Każdy przychodził z prośbą o wsparcie.

Były operator GROM-u zwraca uwagę na dodatkowy problem w początkowych dniach: brak policji w okolicy. – Rozpoczęły się grabieże i napady. W sytuacjach kryzysowych można się tego spodziewać. Teoretycznie można byłoby temu zaradzić, ale jako kraj nie jesteśmy na to gotowi – przyznaje z goryczą.

Jak zaznacza, nie chce jednak krytykować. – Skala problemu była niewyobrażalna i rozumiem, że sytuacja była bardzo trudna do opanowania.

Po kilku dniach administracja Stronia Śląskiego zdecydowała, że nie zajmie się już zarządzaniem kryzysowym. To zadanie powierzono Michałowi Kamienieckiemu, komendantowi wojewódzkiemu Państwowej Straży Pożarnej w województwie warmińsko-mazurskim.

Obrona przed szabrownikami

Ludzie w terenach dotkniętych powodzią musieli stawiać czoła nie tylko skutkom żywiołu, ale również pojawiającym się szabrownikom. Marek Stan wspomina, jak pewnego dnia widział grupę ludzi ścigających osobę podejrzaną o kradzież. – Ludzie krzyczeli, że to złodziej, próbowali go dogonić. W pewnym momencie musiałem stanąć na jego drodze, żeby go obronić, zanim przyjechała policja – dodaje.

– Każdego dnia dochodziło do kradzieży, rozbojów, a służby, w tym straż pożarna, również były okradane. Ktoś skradł dokumenty i telefony medyków udzielających pomocy. W tym czasie policja oraz straż miejska musiały skupić się na operacjach porządkowych, co ograniczało ich możliwości wsparcia powodzian – podkreśla Stan.

Według Marka Stana, którego obserwacje przez te dni świadczą o uwadze i determinacji ludzi poszkodowanych przez katastrofę, ci, którzy stracili dorobek życia, szybko przystosowują się do nowej rzeczywistości. – Ktoś, kto w jednej chwili stracił wszystko, potrafi docenić nawet najmniejszy gest wsparcia. To są mieszkańcy tych terenów, którzy nie wiedzą jak odbudować swoje życie. Mimo wszystko są pełni nadziei i wdzięczni za pomoc – zauważa.

Anna Nicz

Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: anna.nicz@firma.interia.pl

Bądź na bieżąco i dołącz do ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj nasze artykuły!

Źródło/foto: Interia

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments

Przeczytaj również:

Artykuły minuta po minucie