Jakub Szymański, polski mistrz Europy w biegu przez płotki, przeżył szokujące chwile, gdy w dramatycznych okolicznościach zakończył swój udział w półfinale halowych mistrzostw świata w Nankinie. Razem z Krzysztofem Kiljanem musiał się pożegnać z marzeniami o finale biegu na 60 metrów przez płotki.
DRAMATYCZNY MOMENT
Szymański, który przez większość dystansu prowadził, niestety popełnił błąd, uderzając w ostatni płotek. To kosztowało go utratę pierwszej pozycji, a ostatecznie finiszował na trzecim miejscu w swoim biegu półfinałowym, uzyskując czas 7,63 sekundy. Przykrość tym większa, że w tym roku poprawił rekord Polski na 7,39 sekundy i zdobył złoto na halowych mistrzostwach Europy w Apeldoorn. W Nankinie miał drugi najlepszy wynik spośród wszystkich płotkarzy, a jednak ta pechowa sytuacja zadecydowała o jego dalszych losach.
MYŚLI I NADZIEJE KILJANA
Krzysztof Kiljan, który zajął piątą lokatę w swoim półfinale z czasem 7,68 sekundy, również czuł wielką frustrację. „Skosiłem czwarty płotek i to było po biegu. Miałem szansę na finał, ale znów czegoś zabrakło. Szkoda, bo naprawdę byłem dobrze przygotowany. Powoli się poprawiam, ale cały świat idzie do przodu. Tyle razy byłem na imprezach mistrzowskich, że sam udział w półfinale mnie nie zadowala” — powiedział w szczerej rozmowie z TVP Sport.
PRAWDZIWY KANDYDAT DO ZŁOTA
W finale zobaczymy ośmiu płotkarzy: dwóch najszybszych z każdego z trzech półfinałów oraz dwóch zawodników z najlepszymi czasami. Faworytem do złota jest Amerykanin Grant Holloway, który zdaje się być poza zasięgiem. Szymański, choć obawia się jednego rywala, mówi: „Niech to on się martwi!” — co pokazuje ducha walki i determinacji polskiego mistrza.
Drama na torze w Nankinie z pewnością pozostawi ślad w sercach polskich kibiców. Liczymy, że Jakub Szymański oraz Krzysztof Kiljan wrócą jeszcze silniejsi i z determinacją będą dążyć do kolejnych sukcesów.