Dzisiaj jest 30 stycznia 2025 r.
Chcę dodać własny artykuł
Reklama

Polska zmierza do statusu wojskowej potęgi – analiza Witolda Jurasza

Prezydentura Donalda Trumpa, w kontekście jego specyficznych poglądów i osobowości, wprowadziła zamieszanie w amerykańskiej polityce zagranicznej, oddziałując na stosunki Stanów Zjednoczonych z Europą. W tej sytuacji coraz więcej głosów sugeruje, że Polska powinna zrewidować swoje podejście do zakupu broni i starać się zyskać przychylność Trumpa poprzez intensyfikację zakupów uzbrojenia z USA.

Po latach zaniedbań, gdy kondycja polskiego wojska budziła poważne wątpliwości, Polska złożyła zamówienia w USA obejmujące m.in. 32 samoloty F-35, 250 nowoczesnych czołgów M1A2 SEP v.3 Abrams, 116 używanych oraz głęboko zmodernizowanych czołgów M1A1 Abrams, osiem baterii Patriot, 18 wyrzutni rakietowych M142 HIMARS, a także kilkaset pocisków manewrujących JASSM-ER.

W Korei Południowej zrealizowane zostały m.in. zamówienia na 180 czołgów K2 (z umową ramową na 1000 wozów), 290 wyrzutni rakietowych K239 Chumnoo, 364 haubice K9 oraz 48 samolotów FA-50.

W porównaniu z tymi koreańskimi i amerykańskimi kontraktami, zakupy w Europie prezentują się bardzo skromnie. Można tu wymienić jedynie 32 śmigłowce AW-149 oraz cztery AW-101, 24 baterie brytyjskiego systemu obrony przeciwlotniczej CAMM oraz dwa samoloty wczesnego ostrzegania od szwedzkiego Saaba.

Polski przemysł zbrojeniowy planuje dostarczenie trzech fregat dla Marynarki Wojennej w ramach programu Miecznik, 96 haubic Krab, 122 moździerzy samobieżnych Rak, 24 pojazdów do minowania oraz systemów obrony przeciwlotniczej w ramach programu Pilica. W planach znajduje się też produkcja bojowych wozów piechoty Borsuk, choć w tej kwestii dopiero rozpoczęto rozmowy ramowe, a konkretne umowy jeszcze nie zostały podpisane.

Po zmianie rządu ambitny program zbrojeń jest kontynuowany; ostatnio podpisano umowę na dostarczenie 96 śmigłowców uderzeniowych Ah-64 Apache oraz prowadzona jest modernizacja 48 myśliwców F-16. Zawarto także kontrakt na newralgiczne 58 transporterów opancerzonych Rosomak.

W nadchodzących dniach można spodziewać się kolejnych zamówień na południowokoreańskie czołgi K2, a także dodatkowych 32 myśliwców oraz trzech okrętów podwodnych, gdyż obecnie Polska dysponuje tylko jednym, starym okrętem klasy Kilo, który nie jest w najlepszym stanie technicznym.

Program zbrojeniowy, uruchomiony przez rząd PiS i kontynuowany przez obecne władze, zwiastuje, że w perspektywie kilku lat Polska mogłaby stać się istotnym graczem w europejskim kontekście sił lądowych.

Zakupy broni stają się zawsze sprawą polityczną. Doskonałym przykładem jest rywalizacja pomiędzy koreańskim czołgiem K2 a niemieckim Leopardem 2A7 w Norwegii. Oslo zdecydowało się na czołgi niemieckie, mimo że K2 w testach wypadał porównywalnie lub lepiej. Wybór opierał się na fakcie, że Leopard 2, mimo starszych wersji, już był na wyposażeniu sił zbrojnych Norwegii oraz sąsiednich państw. Ważniejsze jednak, w opinii rządu w Oslo, było zacieśnienie więzi politycznych z Niemcami.

Dla Polski wybór producenta był zawsze jasny, dlatego znakomita większość zamówień kierowana była do Stanów Zjednoczonych. Pojawia się pytanie: czy za rządów Donalda Trumpa warto zwiększyć zakupy w Waszyngtonie, aby poprzez te zamówienia uzyskać dalsze wsparcie USA? A może przeciwnie, skoncentrować się na europejskich producentach? To dylemat, który dotknie również innych kwestii, takich jak budowa elektrowni jądrowych czy zakupu nowych samolotów dla LOT.

Warto rozważyć, czy ewentualne zamówienia z krajów takich jak Francja czy Wielka Brytania mogłyby przyczynić się do wzmocnienia więzi traktatowych, a także pomóc w rozmieszczeniu ich sił zbrojnych na naszej wschodniej granicy. Z perspektywy polskiego bezpieczeństwa jest to istotne, by na naszym terytorium znajdowały się istotne elementy wsparcia naszych zachodnich sojuszników. Problem polega jednak na tym, że odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna.

Historia relacji z USA pokazuje, że nadzieja na uzyskanie istotnych decyzji politycznych poprzez zakupy zbrojeniowe była przez wiele lat iluzoryczna, mimo że politycy rozmaitych opcji politycznych w nią wierzyli. W czasach rządów PO-PSL zamówienia z USA nie doprowadziły do zwiększenia amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce, a rządy PiS, pomimo większej liczby amerykańskich żołnierzy, nie stworzyły „Fort Trump.” Nie udało się również zamaskować niepokojących trendów w niezależnych mediach.

Doświadczenia z przeszłości wymagają ostrożności wobec idei użycia zakupów zbrojeniowych jako narzędzia politycznego. Nie należy tego wykluczać, ale także nie można polegać na tym jak na jedynym rozwiązaniu.

Wybór konkretnego sprzętu to zawsze skomplikowany proces, w którym polityka jest tylko jedną z wielu składowych. Istotnymi czynnikami są m.in. cena, tempo dostaw, gotowość do transferu technologii i współpracy przemysłowej. Różnice w oferowanym sprzęcie mogą dyktować, co będzie najlepszym wyborem.

Przykładowo, Polska, rozważając nową partię myśliwców, staje przed dylematem pomiędzy amerykańskimi F-35, najnowszą wersją amerykańskiego F-16, Eurofighterem Typhoon oraz F-15EX. Niemniej, nie można zapomnieć o francuskim Dassault Rafale, który również może się pojawić wśród kandydatów.

W kontekście wyboru producenta okrętów podwodnych sytuacja zdaje się prostsza, ponieważ amerykańskie stocznie nie są w stanie zaoferować konwencjonalnych jednostek. Ostatecznie stanie do walki o polski kontrakt stają się stocznie europejskie i koreańskie. Warto zwrócić uwagę, że znaczna część dotychczasowych zamówień trafiła do Stanów Zjednoczonych i Korei Południowej, co stwarza polityczną przestrzeń do rozważania wyboru europejskiego dostawcy.

Aby udany kontrakt nie był tylko symbolicznym gestem, musi być poparty dialogiem dyplomatycznym oraz przemyślanymi programami zbrojeniowymi. Niestety, obecny stan rozmów dyplomatycznych w tej kwestii budzi pewne wątpliwości.

Polska historycznie nie była w stanie właściwie wykorzystać ogromnych wydatków na zbrojenia z kilku powodów. Oprócz zbyt niskich wydatków, które nie były zauważalne dla mocarstw, istotnymi barierami były procedury przetargowe, które ograniczały składające się obietnice dotyczące zamówienia określonego sprzętu.

Rząd PiS wycofał się z tych procedur, ale należy podkreślić, że przy tego rodzaju skomplikowanych technologiach są one fundamentalne. Ostateczne rozstrzygnięcia praktycznie zawsze zależą od odpowiedniego skonstruowania przetargu oraz przyznania punktów poszczególnym elementom.

Równocześnie, brak przetargów nie powinien oznaczać chaotycznego podejmowania decyzji bez żadnego nadzoru parlamentarnego.

Kolejnym ważnym aspektem, który został zaniedbany, to offset, czyli rekompensowanie części wydatków zakupów przez inwestycje w kraju zamawiającym. Zasadniczo jest to kosztowna i najmniej efektywna forma pozyskiwania technologii.

Ważne jest także, aby skupiać się na całkowitym koszcie, a nie tylko cenie zakupu. W przypadku zaawansowanego sprzętu, jak myśliwce i śmigłowce, kwestie takie jak logistyka, utrzymanie i modernizacje mają kluczowe znaczenie.

Aby zrozumieć skalę wydatków, warto zacytować Inspektora Sił Powietrznych, gen. Ireneusza Nowaka, który w wywiadzie stwierdził, że koszt modernizacji F-16 wyniesie około 90 mln dolarów za sztukę, co łącznie daje niemal 17 miliardów złotych.

Problem ceny jest ściśle związany z polityką. Po latach zakupów jedynie w jednym kierunku, trudno było oczekiwać, że dostawcy będą się starać o polski rynek. Nasze negocjacje były dodatkowo osłabione przez polityczny konformizm wobec USA. Dywersyfikacja kierunku zakupów może więc zmusić dostawców do składania bardziej konkurencyjnych ofert.

W kontekście wynagrodzeń osób odpowiedzialnych za wielkiego ranga umowy, widać znaczne dysproporcje. Przeciwko lepiej wynagradzanym przedstawicielom koncernów zbrojeniowych stoją nieatrakcyjne pensje polskich oficerów i cywilów, co może prowadzić do pokus korupcyjnych.

Tempo dostaw to także istotny czynnik w decyzjach zakupowych. Na przykład, w przypadku dostaw czołgów dla Norwegii Koreańczycy potrafili zapewnić znacząco szybsze dostawy niż niemiecki producent Leopardów.

Jeśli chodzi o Polskę, biorąc pod uwagę tempo dostaw, z Korei Południowej mogą się okazać najlepszym partnerem. Koreańczycy dostarczyli już 84 czołgi K2 w niespełna półtora roku od podpisania umowy, co stanowi o ich rekordowych możliwościach.

Podobnie nietypowe tempo dostaw dotyczy haubic K9 oraz samolotów FA-50. W pierwszej transzy dostarczono 12 samolotów, które zostały wybrane z linii montażowej przeznaczonej dla Korei Południowej.

Umowy z Polską są niezwykle ważne dla koreańskiego przemysłu zbrojeniowego, ponieważ oznaczają wejście do klubu dostawców dla NATO. Podczas gdy polityczne argumenty mogą sprzyjać ciągłemu kierunkowi zakupów w USA, w kwestii tempa dostaw Korea Południowa wydaje się być najlepszym partnerem.

Kolejną istotną kwestią jest gotowość potencjalnych partnerów do transferu technologii. Korea, według informacji uzyskanych przez dziennikarzy, również jest w tym względzie chętna do współpracy.

Jednak transfer technologii nie zależy jedynie od woli państwa, ale również od zdolności polskiego przemysłu zbrojeniowego do zaawansowanej absorpcji technologii. Jak wskazują źródła, to właśnie ten aspekt stanowi wyzwanie dla polskiego sektora zbrojeniowego.

Na poziomie filozoficznym, istotne jest, w jaki sposób podchodzimy do produkcji zbrojeniowej. Wysoki rangą przedstawiciel koreańskiego przemysłu zbrojeniowego zauważył, że ich ścieżka rozwoju przypomina ewolucję przemysłu motoryzacyjnego, gdzie początkowo opanowano produkcję licencyjną, a następnie stopniowo rozwijano własny potencjał technologiczny.

Ta lekcja pokory jest w Polsce szczególnie potrzebna, ponieważ wiele umiejętności i kompetencji zostało na przestrzeni lat utraconych. Nie tylko pozostałe technologie wymagają aktualizacji, ale także kadra inżynierska w znacznym stopniu się zestarzała lub przeszła na emeryturę.

W kategorii państwowego przemysłu zbrojeniowego panuje ogromna nieefektywność, co stanowi dodatkowy problem. Jedynym rozwiązaniem może być prywatyzacja polskiego przemysłu zbrojeniowego, aby umożliwić efektywne zarządzanie.

To, czy kraj potrafi efektywnie zarządzać tym sektorem, widać po nieudanym eksporcie uzbrojenia, którym zajmują się głównie prywatni producenci. Kwestia rozwoju polskich sił zbrojnych jest także obciążona manipulacjami polityków i publicystów, którzy promują doktryny oparte na nowoczesnych trendach wojskowych, często wykluczając klasyczne aspekty obrony.

Paradoksalnie, Ukraina udowodniła, że kluczowe jest połączenie nowoczesnych technologii z tradycyjnym uzbrojeniem. W konfrontacji z nowoczesnymi wyzwaniami okazało się, że klasyczne jednostki pancerne i artyleria wciąż odgrywają kluczową rolę w obronie.

W polskiej debacie często pomija się znaczenie modernizacji już istniejącego sprzętu. Ukraina pokazała, że dobrze przemyślana modernizacja starego uzbrojenia może być równie efektywna.

Potrafiący skuteczniej działać lobbyści wprowadzają zamieszanie, korzystając z czarnego PR. Przykładem może być zakup myśliwców FA-50, który stał się celem krytyki. Argumentowano, że lepiej byłoby nabyć F-16 lub F-35, chociaż ich ceny i czas oczekiwania były znacznie wyższe.

Co więcej, pojawiają się zastrzeżenia, że FA-50 to „lekki myśliwiec” i z tego powodu nie zdoła zastąpić MiGa-29, mimo że jego udźwig jest lepszy. Obwinianie Polski za brak amunicji powietrznej także nie jest do końca sprawiedliwe, ponieważ związane z zasobami uzbrojenia zaniedbania leżą po stronie rządu.

W końcu można zauważyć, że zakup FA-50 był diagnozowany w kontekście spekulacji o alternatywnych opcjach nie dostrzegających zalet samolotów w ich obecnych konfiguracjach. W szczególności pierwszych 12 ma być poddanych modernizacji, co w zasadzie powinno zaspokoić aktualne zapotrzebowania.

Polska, na bazie dodatkowych zamówień, może stanowić realną siłę bojową i obronić się przed potencjalną wojną nie tylko na linii Wisły, lecz także od samej granicy. W szerszym kontekście, w szczególności potencjał pancerny Polski idzie w stronę europejskiej potęgi.

Jednak optymizm wobec szybkości budowy wojska może być złudny. Wojsko buduje się przez lata, a nowoczesne wyposażenie nie jest zuważalne na codzień. Stąd potrzeba dalszych inwestycji w rozwój armii. Chociaż dotychczasowe zakupy są imponujące, to lista potrzeb obejmuje dalsze zakupy, takie jak kolejne systemy obrony przeciwlotniczej, myśliwce, bojowe wozy piechoty oraz czołgi.

Decyzje polityczne w zakresie zakupów zbrojeniowych są nieuniknione. Ostateczne kryterium powinno jednak opierać się na efektywności wydatków, które oraz za wydaną kwotę potrafimy zniszczyć sprzęt wroga i zabić jego żołnierzy.

O autorze:

Remigiusz Buczek

Piszę tu i tam, a bardziej tu. Zainteresowania to sport, polityka, nowe technologie.
Już dziś dołącz do naszej społeczności i polub naszą stroną na Facebooku!
Polub na
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments

Przeczytaj również:

Artykuły minuta po minucie