Unia Europejska i Stany Zjednoczone znalazły się w sytuacji konfliktowej. Po wycofaniu amerykańskiej pomocy Ukraina staje w obliczu upadku, co może zaspokoić Rosję, która z ambicjami przejęcia wpływów w regionie, widzi w tym szansę na dalsze wykorzystanie podziałów wśród zachodnich państw. Te zagrożenia stają się aktualnym wyzwaniem dla Polski, a wewnętrzny spór polityczny utrudnia odpowiedź na nie.
Nie zamierzam krytykować Mariusza Błaszczaka, który wezwał do dymisji rządu, ani posłów noszących trumpowe czapki. Oskarżając ich, musiałbym również skrytykować polityków, którzy zbyt entuzjastycznie wspierali przeciwną stronę amerykańskiego sporu. W roli publicysty mogę dzielić się swoimi przemyśleniami, jednak odpowiedzialność polityków polega na działaniu na rzecz polskiego państwa, a nie na podsycaniu ideologicznych wojen.
Warto również zwrócić uwagę na część lewicowych polityków, którzy przez wiele lat liczyli na to, że Unia Europejska wymusi liberalizację przepisów dotyczących aborcji czy jednopłciowych małżeństw w Polsce. Jeśli nie potrafi się przekonać własnego społeczeństwa do swoich idei, prośby o pomoc z UE czy USA nie przyniosą efektów.
Unia Europejska i Stany Zjednoczone nie zostały stworzone do wykorzystywania ich jako narzędzi w krajowych sporach politycznych. Ich obecność, zarówno w NATO, jak i w UE, ma służyć wzmocnieniu Polski. W obecnej trudnej sytuacji geopolitycznej muszą stać się instrumentami ochrony polskiego państwa.
W obliczu wyboru Donalda Trumpa nastał kryzysowy moment dla Polski, a wielu polityków zamiast szukać wspólnych rozwiązań, widzi w tym możliwość osobistych rozrachunków. Choć Donald Tusk i Radosław Sikorski byli bliżej polityki demokratów, a PiS i Andrzej Duda bardziej związani z republikanami, potrzebna jest współpraca dla dobra Polski.
Odpowiedzialna klasa polityczna powinna łączyć siły, by w trudnych czasach skupić się na wzmocnieniu kraju. Jednak inni wolą parodiować sytuację polityczną lub prowadzić dialog przez kontrowersje i przemoc polityczną.
Podobieństwa można dostrzec w okresie drugiej wojny w Iraku, kiedy to Polska brała na siebie ogromne zobowiązania w ramach NATO i starała się jednocześnie o członkostwo w UE. Konflikty wówczas podzieliły Zachód, a Polska miała do czynienia z poważnymi wyzwaniami.
Teraz, w kontekście zaostrzenia konfliktu między USA a Europą, istnieje ryzyko, że Trump może zmienić zasady współpracy. Jego polityka może zainicjować wojnę handlową z Unią Europejską i zacieśnić współpracę z krajami sprzeciwiającymi się integracji europejskiej. W tym kontekście Bruksela może napotkać większe trudności w negocjacjach.
Utrzymanie stabilnych relacji z międzynarodowymi sojusznikami jest teraz bardziej istotne niż kiedykolwiek. Wszyscy politycy, niezależnie od opcji, muszą zrozumieć wagę współpracy w polityce zagranicznej, aby Polska mogła skutecznie odpowiedzieć na obecne i przyszłe wyzwania.
Oczywiście nie brakuje głosów nawołujących do budowy własnej potęgi, ale takie podejście przypomina mi czasy przed II wojną światową, kiedy to zbagatelizowano znaczenie sojuszników. Lekcje historii pokazują, że brak wspólnoty i przewidywalności w otoczeniu geopolitycznym może prowadzić do katastrofalnych skutków.
Obawy o przyszłość Polski w kontekście wewnętrznych sporów i braku stabilnych sojuszy są uzasadnione. Przypomnienia o przeszłości powinny skłonić polską klasę polityczną do refleksji i działania w kierunku budowy silnego, zjednoczonego frontu w polityce zagranicznej.
Cezary Michalski
Źródło/foto: Interia