Na berlińskich ulicach przebywa ponad pół miliona ludzi, w tym wielu Polaków. Szacuje się, że w stolicy Niemiec może być ich około 5 tysięcy. Janusz, który od dziesięciu lat żyje na ulicy, przyznaje, że najpierw mieszkał w Holandii, ale został stamtąd deportowany. W drodze do Polski zatrzymał się w Berlinie. I tak minęły mu tu prawie trzy lata. – Znajdź sobie kogoś do towarzystwa, to lepiej – namawia. Bezdomność to problem, z którym Niemcy borykają się od lat, jednak wyzwań w tej kwestii wciąż nie udało się skutecznie rozwiązać.
– Na śniadanie polecam Frankfurter Tor. A nowe ubrania można zdobyć tam – Janusz wskazuje palcem na listę. – Ubrania wydawane są w poniedziałki, a tu – w czwartki. Ja co tydzień dostaję nową kurtkę.
Tomasz, nowicjusz na ulicy, stara się z zapamiętać nowe adresy i zasady. Ma około czterdziestu lat i pochodzi ze wschodniej Polski. Przez lata pracował w Niemczech za pośrednictwem polskich agencji. Ostatnio trafił do Berlina, ale tydzień temu stracił pracę bez podania przyczyny, a co gorsza – nie otrzymał wypłaty ani zwrotu kosztów podróży. Wraz z pracą utracił też dach nad głową, a teraz ma tylko torbę i plecak.
– To bardzo dziwne uczucie – mówi. – Jeszcze wczoraj miałeś pokój w hotelu, a dziś nie wiesz, gdzie będziesz spać. W dodatku nagle uświadamiasz sobie, jak bardzo jest zimno.
Przez kilka dni nocował na ZOB, dworcu autobusowym w zachodniej części Berlina, skąd kursują autobusy do Polski. Nie chciał wracać, przynajmniej jeszcze nie. Trafił tam, ponieważ znał tę okolicę. Niestety, po kilku nocach ochroniarze kazali mu się wynosić, gdy zauważyli, że jest bezdomnym, a nie pasażerem. Musiał ruszyć dalej.
DALSZE POSZUKIWANIA POMOCY
Na berlińskim Dworcu Centralnym znalazł kafejkę dla osób bezdomnych. Można tam spokojnie usiąść na kilka godzin, zjeść kanapkę, napić się kawy, oraz dowiedzieć się o dostępnych formach pomocy. To istotne źródło informacji, zwłaszcza jeśli nie zna się języka, jak w przypadku Tomasza. Przypadkowo spotkał Janusza i jego znajomego.
Janusz tłumaczy, jak ważne jest, by nie być na ulicy samemu. – Uważaj, bo ulica wciąga. Staraj się nie zostać tutaj długo. Jeśli jesteś sam, jest niebezpiecznie. Możesz zostać napadnięty, okradziony, a nawet zabić. Po krótkim czasie można po prostu zwariować.
– Musisz znaleźć kogoś, byście mogli razem porozmawiać i się wspierać – przekonuje Janusz. On i jego kolega muszą już iść, bo chcą przed powrotem do noclegowni poszukać butelek, które można oddać do automatu.
Statystyki pokazują, że w Niemczech na ulicy żyje ponad pół miliona ludzi, z czego znaczący odsetek to obcokrajowcy. Wśród nich najwięcej jest Polaków, a szacunki streetworkerów mówią o nawet 5 tysiącach osób w Berlinie. Często są to mężczyźni w wieku 30-40 lat.
– Co noc trafia do nas od 3 do 8 Polaków – mówi Tomasz Skajster, neurochirurg w Vivantes Klinikum Friedrichshain. – Na 1000 osób, którym pomagamy w ciągu roku, co drugi jest Polakiem. Leczymy więcej bezdomnych Polaków, niż wszystkie warszawskie szpitale razem wzięte.
SZPITAL I POMOC DLA BEZDOMNYCH
Vivantes Klinikum Friedrichshain znajduje się zaledwie kilka minut jazdy od Dworca Wschodniego. Dworce są miejscami, w których gromadzą się bezdomni, ponieważ są otwarte całą dobę i oferują ciepło oraz dostęp do toalet. To również praktyczne miejsce do jedzenia, gdzie klienci mogą się poczuć zobowiązani, by pomóc potrzebującym.
Punkty pomocy na dworcach oferują kawę, kanapki i pełne posiłki. Szpitale, takie jak Vivantes, leczą pacjentów z poważnymi urazami, a także z problemami zdrowotnymi wynikającymi z życia na ulicy: odmrożeniami, ranami, czy stanami upojenia alkoholowego.
Zdarza się, że pacjenci nie znają niemieckiego, co może utrudniać im pomoc. Lekarze, w tym polscy medycy, tłumaczą sytuacje i starają się zaoferować coś więcej niż tylko doraźne wsparcie. Pacjenci zwykle szybko wracają na ulicę, co praktycznie oznacza, że dusza problemu nadal pozostaje nierozwiązana.
PROBLEMY BEZDOMNOŚCI
Wielu polskich bezdomnych nie ma dostępu do opieki zdrowotnej w Niemczech. Psychiatrów mówiących po polsku jest zaledwie trzech, a terminy są zarezerwowane na długie miesiące. Bez diagnostyki i leczenia, wiele osób umiera na ulicy. W grudniu zmarło dwóch pacjentów Tomasza Skajstera.
Problem bezdomności w Niemczech, zwłaszcza wśród Polaków, ma wiele przyczyn, od uzależnienia po trudne do rozwiązania problemy prawne. Katarzyna Niewiedział, pełnomocniczka ds. integracji w Berlinie, wskazuje, że niektórzy Polacy trafiają na ulicę z różnych powodów, często bez wyjścia z tej sytuacji w Polsce.
Bezdomni w Berlinie często marzą o lepszym życiu, wierząc w mity o łatwiejszym przetrwaniu na ulicy. Niestety, rzeczywistość jest o wiele trudniejsza. Niemiecki system wsparcia jest dobrze rozwinięty, ale polscy bezdomni napotykają na liczne biurokratyczne przeszkody, które uniemożliwiają im skorzystanie z pomocy, co skutkuje ich wykluczeniem z systemu społecznego.
W 2022 roku wszystkie kraje unijne zobowiązały się do eliminacji problemu bezdomności do 2030 roku, jednak większa pomoc dla polskich bezdomnych w Niemczech jest wciąż odległa. Kluczowym rozwiązaniem wydaje się być ich leczenie w Polsce, co pozwoliłoby im stawać na nogi. Aktywizacja i wyjście z tego stanu wymaga jednak dobrej woli i zmiany podejścia ze strony systemu.
Tomasz zarejestrował się w polskiej agencji pracy i planuje pozostać w Niemczech jeszcze przez dwa tygodnie. – Jeśli nie znajdę pracy, wracam do Polski. Musi się udać – mówi z nadzieją. W międzyczasie przygotowuje się na najgorsze, biorąc ze sobą ciepłe ubrania i śpiwór, aby nie marznąć na ulicy. Marzy o chwili, gdy znów będzie mógł spać w swoim łóżku, zanim ulica pochłonie go tak, jak wielu innych Polaków.
Dla Deutsche Welle, Agnieszka Hreczuk
Źródło/foto: Interia