W ubiegłym tygodniu premier Donald Tusk zapowiedział ambitny plan przeprowadzenia wojskowych szkoleń dla ochotników, które mają objąć około 100 tys. cywilów rocznie. Płk Piotr Lewandowski, doświadczony specjalista w dziedzinie szkolenia żołnierzy, wyraża jednak poważne obawy co do tej koncepcji, wskazując na niezbędne wymagania i wyzwania, które stoją przed tym programem.
WYMAGANIA SZKOLENIOWE
Płk Lewandowski, mający za sobą bogate doświadczenie w szkoleniu, podkreśla, że 100 godzin intensywnego szkolenia to absolutne minimum, by przygotować uczestników do podstawowych umiejętności wojskowych. — Większość zajęć musi odbywać się w nocy, ponieważ to pozwala na większą efektywność — zaznacza. Jego zdaniem, nie można przy tym pominąć aspektu jakości prowadzenia zajęć. — Kluczowe jest, aby szkoleniem zajmowali się wykwalifikowani instruktorzy, a nie przypadkowe osoby. Nie może być sytuacji, gdzie ktoś, kto wcześniej nie miał styczności z danym tematem, prowadzi szkolenie — dodaje.
PROBLEMY ORGANIZACYJNE
W kontekście planowanych szkoleń pojawiają się także pytania dotyczące liczby potrzebnych instruktorów. Płk Lewandowski wskazuje, że jeśli zakładamy, że co miesiąc ma być szkolonych około 10 tys. osób, to konieczne będzie oddelegowanie przynajmniej 500 specjalistów do prowadzenia tych zajęć. Czy armia dysponuje takimi zasobami? — Niech będzie, że mamy ich wystarczająco, ale wyjęcie ich z bieżących obowiązków przez cały rok będzie ogromnym obciążeniem — mówi wojskowy.
WIEK I SPRAWNOŚĆ FIZYCZNA UCZESTNIKÓW
Wielu polityków zwraca uwagę na to, że w szkoleniu wezmą udział osoby w wieku od 18 do 60 lat. Płk Lewandowski jednak zwraca uwagę, że w swojej opinii powinno się określić nieco młodsze grupy wiekowe, które są bardziej sprawne fizycznie. — Osoby z problemami zdrowotnymi czy otyłe mogą nie podołać intensywnemu szkoleniu — ostrzega. Zwraca też uwagę na to, że szkolenia powinny koncentrować się na budowaniu realnych zdolności obronnych, a nie tylko na zaspokajaniu statystyk.
FINAŁ WYZWANIA
Wojskowy ekspert przewiduje, że prawdziwe zagrożenie tkwi w ryzyku, że program zostanie jedynie powierzchownie zrealizowany, z naciskiem na liczbę uczestników, a nie na rzeczywistą jakość szkoleń. — Kluczowe, abyśmy oceniali efektywność szkoleń, a nie tylko frekwencję. Sukces nie może być mierzony liczbą osób, które przybyły do koszar — podsumowuje płk Lewandowski.
Perspektywy i wyzwania stojące przed planowanymi szkoleniami są więc poważne. Warto, aby decydenci wzięli pod uwagę nie tylko liczby, ale przede wszystkim jakość i realne potrzeby, aby program nie obrócił się w nieprzyjemny dla wszystkich żart.