Dzisiaj jest 19 października 2024 r.
Chcę dodać własny artykuł

Po pół wieku walki o prawdę: tragiczna historia ojca wracającego w urnie

Stempel w paszporcie miał być jedynie formalnością — ostatnią pieczęcią przed wolnością. Czesław Kukuczka przeszedł przez trzeci i ostatni punkt kontrolny. Być może poczuł ulgę, ale nagle został przeszyty przez ostry ból w plecach. Jego czas zatrzymał się w marcu 1974 roku, gdy na przejściu granicznym w Berlinie został postrzelony. Zmarł kilka godzin później. – Widziałem, jak cierpiał, jęczał z bólu – wspomina po pięćdziesięciu latach Erhard T., dzisiaj 89-letni mężczyzna. W poniedziałek berliński sąd wyda wyrok w sprawie zabójstwa Polaka.

Manfred N., zasłaniając twarz czarną teczką, wydaje się być oddzielony od otoczenia. Siwe włosy skrywa pod czapką, na czerwonym golfie ma ciemną marynarkę. Unika mediów, mówi krótko: – Nie mam nic do powiedzenia. Szybko zasiada na ławie sądowej i coś notuje. Po pięćdziesięciu latach jest tak samo spokojny, jak wtedy, gdy celował w plecy Czesława Kukuczki.

Wiesław Kukuczka, syn Czesława, nie ma pojęcia, kiedy w jego ojcu zrodził się pomysł ucieczki. Czy zainspirował go ktoś, czy był to wynik jego samotnych rozmyślań? To pozostanie na zawsze tajemnicą. – Ojciec nic nie powiedział, po prostu wyszedł z domu. Wrócił w urnie – relacjonuje Wiesław.

Wiesław wspomina, jak jego matka odebrała urnę, a później pochowali ojca na cmentarzu. – Ludzie przychodzili, żeby zobaczyć, jak wygląda urna. W tamtych latach to było coś niespotykanego – dodaje.

Spotykam Wiesława w Kamienicy, małej wsi na południu Polski, gdzie w lipcu 1935 roku urodził się jego ojciec. Jako nastolatek Czesław pracował przy budowie Nowej Huty, a następnie, nie dając sobie rady z trudnymi warunkami, wrócił do rodzinnych stron. Rok po powrocie popadł w kłopoty — w wieku osiemnastu lat został skazany za przywłaszczenie mienia społecznego, twierdząc, że był tylko ofiarą działań innych. Jako szef restauracji, która wikłała się w ogromne długi, tłumaczył, że kradli współpracownicy.

Odsiedział rok i został zwolniony warunkowo, ale musiał spłacić dług. Zatrudnił się najpierw jako budowlaniec, a później jako strażak w Jaworznie, Limanowej i Bielsku-Białej, gdzie awansował na młodszego ogniomistrza, zdobywając uznanie wśród kolegów. Ożenił się i doczekał trójki dzieci.

Wiesław jest przekonany, że jego ojca do ucieczki zmusiła trudna sytuacja finansowa. – Pracował, ale większość pensji musiał oddawać – mówi.

Erhard T., wówczas 39-letni kierowca ciężarówki dla Stasi, 29 marca 1974 roku, odebrał ciężko rannego Czesława Kukuczkę na dworcu Friedrichstrasse, transportując go do lecznicy przylegającej do aresztu śledczego Stasi, zamiast do pobliskiego szpitala. – Widziałem, jak cierpiał, jęczał z bólu – opowiada T.

Miesiąc przed tragiczny dniem Czesław zniknął bez śladu, nie pojawiając się ani w domu, ani w pracy. Czy wtedy miał już plan ucieczki na Zachód, czy dopiero w Berlinie Wschodnim go sformułował? Tego nikt nie wie.

Kukuczka „odnalazł się” 29 marca 1974 roku. Około południa zgłosił się do ambasady Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej w Berlinie, informując, że ma do przekazania ważną wiadomość. Po wprowadzeniu do pomieszczenia, przekazał, że nie zamierza wracać do kraju. Miał przy sobie podejrzaną teczkę, w której rzekomo znajdował się materiał wybuchowy. Czesław postawił ultimatum, że jeśli do godziny 15 nie zostanie przetransportowany do Berlina Zachodniego, zdetonuje ładunek.

Negocjacje prowadził płk Maksymilian Karnowski, jednak próby uspokojenia Kukuczki okazały się bezskuteczne. Karnowski, próbując zyskać na czasie, zaangażował Stasi w całą sytuację. Ostatecznie podjął decyzję, by Polak został „unieszkodliwiony”. Z pełnym brakiem skrupułów, wysłał Kukuczkę na śmierć, wręczając mu kilka marek. Następnie przekazał go funkcjonariuszom Stasi, które zapewniły, że odprowadzą go na przejście graniczne.

Na Friedrichstrasse Kukuczka pozbył się fałszywego ładunku, fragmentu hydrantu, a cała opowieść o współpracownikach okazała się blefem.

Tuż przed tragicznym wydarzeniem, które miało się rozegrać, Czesław minął ostatni punkt kontrolny. Od celu dzieliło go zaledwie kilka kroków. Nagle, zza pleców nadciągnęła postać w ciemnym płaszczu, wyciągając pistolet i strzelając w plecy Polaka. Czesław zmarł kilka godzin później bez otrzymania pomocy.

Świadkami morderstwa były trzy niemieckie nastolatki wracające ze szkolnej wycieczki; ich przypadkowa obecność sprawiła, że sprawa doczekała się szerokiego nagłośnienia w zachodnioniemieckiej prasie, mimo że w czasach zimnej wojny dziennikarze mieli ograniczone możliwości działania. Ogólnodostępne informacje były skąpe i nie wskazywały na to, kim był postrzelony i co się z nim stało później.

Oficjalna wersja przedstawiona w raporcie Stasi z 4 kwietnia budzi poważne wątpliwości. Według dokumentu Kukuczka miał być uzbrojony i stwarzać zagrożenie dla życia pogranicznika, co miało usprawiedliwiać jego postrzelenie.

Wiesław, syn Czesława, dowiedział się, że ojciec chciał emigrować do Stanów Zjednoczonych, co ujawnili dopiero kilka lat później. Twierdził, że ma tam ciotki, co okazało się prawdą, ponieważ mieszkały tam siostry jego babci. – Dlaczego musieli do niego strzelać? Mogli go ująć, a nie od razu mordować – zastanawia się Wiesław.

Dopiero po dwóch miesiącach, 22 maja 1974 roku, rodzina Kukuczki otrzymała oficjalne powiadomienie o jego śmierci. Wdowa otrzymała urnę z prochami oraz osobiste rzeczy męża, nigdy nie dowiadując się o dokładnych okoliczności jego zgonu. Zmarła w 2013 roku, trzy lata przed publikacją pierwszego artykułu dotyczącego tej sprawy przez dziennikarza Filipa Gańczaka, pracownika Instytutu Pamięci Narodowej.

Po upadku muru berlińskiego archiwa tajnych służb państw bloku wschodniego zaczęły się otwierać. Gańczak, który jako jeden z pierwszych analizował dokumenty związane z Kukuczką, zauważa, że w 1999 roku niemieccy śledczy natrafili na protokół sekcji zwłok z nazwiskiem Kukuczki w treści, łącząc go z relacjami trzech nastolatek. Wciąż brakowało jednak nazwiska strzelca.

Przełom w sprawie Kukuczki nastąpił dzięki pracy archiwistów, którzy odtworzyli zniszczone przez Stasi dokumenty. Pozwoliło to na zrekonstruowanie akt zgonu Kukuczki oraz raportów dotyczących okoliczności jego śmierci. W 2016 roku, gdy sprawa po raz pierwszy pojawiła się w mediach, doktor Hans-Hermann Hertle postanowił pomóc. – Odwiedzaliśmy archiwa, starając się ustalić jak najwięcej szczegółów – wspomina Gańczak.

W latach 2016 i 2017 opublikowano serie artykułów dotyczących śmierci Czesława Kukuczki. Wówczas nie znaliśmy jednak akt Manfreda N., który w 1974 roku został odznaczony za zapobieżenie rzekomemu atakowi terrorystycznemu.

W 2018 roku własne śledztwo przeprowadziła Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Poznaniu. Na jej wniosek wystawiono za Manfredem N. list gończy i w lipcu 2021 roku Sąd Okręgowy w Poznaniu wydał Europejski Nakaz Aresztowania.

Strona niemiecka odmówiła wydania byłego funkcjonariusza Stasi Polsce, postawili mu jednak zarzuty. – Scena, którą widziałam, była jak z kiepskiego filmu – mówi przed sądem Martina S., jedna z nastolatek będących świadkami ostatnich chwil życia Kukuczki. Dziś ma 65 lat i przyznaje, że przez wiele lat obawiała się, gdy ktoś zbliżał się do niej od tyłu.

Wiesław, syn Czesława, mówi – Swoje się już w Niemczech najeździłem. To wciąż dla mnie bolesne. Gdy zginął ojciec, musiałem szybko dorosnąć i pójść do pracy. Mama miała niewielkie zarobki, pracując w szpitalu.

Wiesław wraz z rodzeństwem działa w sprawie jako oskarżyciel posiłkowy. – Jeśli to zrobił, powinien za to odpowiedzieć – mówi, zastanawiając się, czy jego ojciec był jedyną ofiarą Manfreda N.

Mężczyzna, dziś mający 80 lat, odpowiada z wolnej stopy. Mieszka na obrzeżach Lipska w domu jednorodzinnym. Grozi mu kara do 12 lat pozbawienia wolności.

Źródło/foto: Interia

Już dziś dołącz do naszej społeczności i polub naszą stroną na Facebooku!
Polub na
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments

Przeczytaj również:

Artykuły minuta po minucie