W tragicznej katastrofie lotniczej nad Waszyngtonem doszło do zderzenia pasażerskiego samolotu linii American Airlines z wojskowym helikopterem. Na pokładzie maszyny znajdowało się 64 pasażerów, a dotychczasowe działania ratowników nie przyniosły rezultatu w postaci odnalezienia żywej osoby. Niespodziewana sytuacja na lotnisku uratowała życie amerykańskiemu łyżwiarzowi, który tuż przed odlotem został odmówiony wstępu na pokład z powodu zbyt dużego psa.
DRAMATYCZNA CHWILA
Według doniesień lokalnych służb ratunkowych, katastrofa miała miejsce w środę o godzinie 20.47 czasu lokalnego (2.47 w czwartek w Polsce). Samolot Bombardier CRJ 700 linii American Airlines, zarządzany przez PSA, zderzył się z helikopterem UH-60 Black Hawk w pobliżu pasa startowego lotniska im. Ronalda Reagana w Arlington. Po zderzeniu obie maszyny spadły do rzeki Potomak. Na pokładzie samolotu znajdowały się 64 osoby, podczas gdy w helikopterze lecieli trzej żołnierze. Akcja ratunkowa trwa, dotąd wydobyto 30 ciał, ale poszukiwania nadal są w toku.
WYJĄTKOWA SYTUACJA ŁYŻWIARZA
Wśród pasażerów byli zawodnicy łyżwiarstwa i ich trenerzy, którzy wracali z obozu po mistrzostwach USA. Jednym z nich był Jon Maravilla, brązowy medalista w rywalizacji par, który miał być na pokładzie samolotu. Z pomocą niecodziennego powodu udało mu się uniknąć tragedii. Jak relacjonował, pracownik lotniska odmówił wpuszczenia go ze względu na zbyt dużego psa, co zmusiło go do podróży samochodem.
— Nie mogę uwierzyć, że miałem szczęście, unikając tego lotu. Znam wielu łyżwiarzy oraz ich rodziny, które też leciały tym samolotem. To niewyobrażalna tragedia — powiedział Maravilla. — Czasami los wydaje się być naprawdę przewrotny, a ja czuję się, jakbym miał nową szansę na życie. Jednak ból i smutek pozostaną ze mną na zawsze.
