W 1971 roku Towarzystwo Planowania Rodziny, wspólnie z Redakcją Społeczną Polskiego Radia, ogłosiło konkurs na pamiętniki pod hasłem „Moje małżeństwo i rodzina”. Celem przedsięwzięcia było uchwycenie historii i współczesnych realiów polskich małżeństw. Z grona 310 nadesłanych prac, 68 znalazło się w publikacji o tej samej nazwie, wydanej w 1974 roku. Aby zachować anonimowość autorów, zmieniono ich imiona oraz ukryto nazwy miejscowości i zakładów pracy. Prezentujemy jedną z zamieszczonych w książce relacji.
STRATA I OPIEKA
W wieku pięciu lat straciłam matkę, a dwa lata później ojca. Pozostałam z dwoma starszymi braćmi, a opiekę nad mną przejęła ciocia, matka czterech synów. Po ukończeniu sześciu klas szkoły podstawowej ciotka oznajmiła mi: „Dosyć tej nauki, chłopcy muszą mieć siedem klas, to nie jest potrzebne dziewczynie”. Mimo że mężczyźni często powtarzali klasę, nie miałam w sobie wystarczającej odwagi, by zaprotestować. Zanim się spostrzegłam, całe moje dzieciństwo minęło w pracy w gospodarstwie, a ja nawet nie miałam czasu na zabawę, mimo że byłabym znakomitą tancerką czy piosenkarką. W szkołach brałam udział w różnych akademiach, chociaż w domu nigdy nie doceniano moich starań, a czasem spotykały mnie nawet kary fizyczne. Ostatecznie, po zakończeniu nauki, jedynymi moimi rozrywkami stały się pożegnania ze znajomymi w zakamarkach literackiej wyobraźni.
PRZYMAZANIE DO LOSU
Gdy miałam siedemnaście lat, ciotka zaczęła myśleć o moim zamążpójściu. Uważano mnie za ładną dziewczynę, kochałam śpiew i taniec, ale wizyt w na zabawach było jak na lekarstwo. […] Mówiono, że mam powodzenie wśród przystojnych chłopców, jednak ciotce się to nie podobało. Nie do pomyślenia było, bym się sprzeciwiła jej woli, bo była osobą bardzo surową, wręcz fanatyczką religijną. Byłam na tyle niedoświadczona, że nie rozumiałam, co to znaczy być dziewicą. Czasami zdarzało mi się całować chłopaka, ale tańce i śpiewy były dla mnie równie ważne. Kiedy za namową koleżanek poszłam na zabawę, a ciotka się o tym dowiedziała, zostałam ukarana i wyzywana, ponieważ uznała, że przyniosłam jej wstyd. Niezwykle rygorystyczne podejście do mojej osoby sprawiło, że musiałam być posłuszna w każdej dziedzinie ze swojego życia.
NIEMOC I ZABÓJCA MARZEŃ
Przyszły mąż, trzydziestoletni stolarz, postanowił wyznać mi swoje uczucia podczas układania podłóg w domu moich wujków. Jeszcze wtedy niewiele o nim wiedziałam, nie potrafiłam go nawet ocenić. […] Pewnego dnia mój wujek odwołał mnie na bok i wyjawił mi, że stolarz zamierza mnie oświadczyć. Usłyszałam: „Nie odmówisz, bo sto innych dziewcząt czeka na jego propozycję”. Przeraziłam się, bo to dla mnie też wciąż była obca osoba. Wujek przekonywał mnie, że to idealna partia. Zamiast radości, w sercu czułam tylko strach. Uroczystość wigilijna z jego przybyciem wcale nie poprawiła moich nastrojów; wręcz odwrotnie, moje przerażenie narastało. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że wkrótce będę musiała się z nim związać.
DOM JAK KLEJNOT
Wkrótce po ugody i zaręczynach przyszedł dzień ślubu – pełen dramatyzmu i smutku. Zamiast radości, czułam tylko gorzkie przygnębienie. Przeszłość, a przede wszystkim moja niechęć do nowego życia, spadły na mnie jak ciężki kamień. Po ceremonii, kiedy dom świecił pustkami, nie zamierzałam wpuszczać męża do własnej przestrzeni. A on – zamiast zrozumieć – nie zwracał na to uwagi, pozostawiając mnie w stresie i bólu. Pracowałam w domu cioci, zbierając wszystko, co potrzebne do życia, a duet moich wyrzeczeń i jego obojętności był na porządku dziennym.
ŻYCIE W CIELE I DUSZY
Minęły miesiące, a ja wciąż odczuwałam strach. Po roku od ślubu na świecie pojawił się mój syn, co wiązało się z jeszcze większymi trudnościami. Zmusiło mnie to do przemyśleń: „Jak mogę dać mu dom, jeśli nigdy nie doświadczyłam ciepła rodzinnego?”. Każdego dnia musiałam zrezygnować ze swoich pragnień, by stworzyć przynajmniej pozory szczęśliwego domu. Mąż wykazywał całkowity brak chęci do pomocy, natomiast rodzinne obowiązki spadały na moje barki. Każdego dnia chroniczny brak snu i chęć przetrwania stawały się moją codziennością, a siły do walki malały z każdym dniem.
Przekonałam się, że to życie obok kogoś, kogo znasz, a zarazem nie znasz, może być jedną z najcięższych egzystencji. Moje dzieci potrzebowały bezpieczeństwa, którego nie byłam w stanie im dać, a jednocześnie nie pozwalałam na przekraczanie granic mojej godności. Czasem budziłam się w nocy z mokrej od łez poduszki, doskonale wiedząc, że choć życie obok mnie mija, ja muszę pozostać.”
Obecnie poszukujemy również świadectw, dzienników czy wspomnień kobiet, które dzielą się swoimi doświadczeniami z rzeczywistością patriarchalną. Jeśli posiadacie takie materiały lub wiecie o ich istnieniu, prosimy o kontakt z redakcją: [email protected], tel. 22 848-07-61.
Wybór i opracowanie: Aleksandra Bellwon
Źródło: „Moje małżeństwo i rodzina”, red. Anna Dodziuk-Lityńska, Janusz Radziejowski, pod kierunkiem Alicji Musiałowej, Warszawa 1974.
Tekst pochodzi z 108. numeru kwartalnika historycznego „Karta”, dostępnego w księgarniach.