Tragiczne doniesienia z Gniezna dotyczące pięcioletniej Oliwii wstrząsnęły opinią publiczną. Dziewczynka padła ofiarą brutalnego znęcania się ze strony swojego ojczyma, Roberta S. W ostatnich dniach ujawniono nowe szczegóły tego przerażającego przypadku, który rzuca cień na system ochrony dzieci w Polsce.
Przerażające praktyki ojczyma
Na jaw wyszło, że Robert S. znęcał się nad swoją pasierbicą już od co najmniej czterech dni, zanim zgłosił incydent. Obrażenia, jakich doznała Oliwia, obejmowały nie tylko siniaki i obrażenia ciała, lecz również opisane przez śledczych niebywałe formy kar: bito ją pięściami, trzonkiem od miotły oraz paskiem. Co gorsza, mężczyzna zmuszał dziecko do picia wody, by następnie podtapiał ją, gdy nie chciała spożyć… papieru.
Interwencja policji
Informacja o pobiciu dotarła do policji za pośrednictwem samego ojczyma, któremu w momencie składania zgłoszenia mierzono 1,5 promila alkoholu we krwi. Funkcjonariusze szybko przystąpili do akcji, wzywając na miejsce ratowników. Dziewczynka wymagała pilnej pomocy medycznej, a badania ujawniły liczne obrażenia, w tym obrzęk oczodołu oraz stany zapalne.
Historia przemocy
Według śledczych, koszmar Oliwii rozpoczął się w momencie narodzin jej młodszego brata, a intensywne agresywne zachowania ojczyma nasiliły się od 18 stycznia, kiedy matka dziewczynki przebywała w szpitalu z innymi dziećmi. W tym czasie Robert S. miał całkowicie przejąć kontrolę nad sytuacją, stosując okrutne metody, które nie powinny mieć miejsca w żadnym domu.
Konsekwencje prawne
Sąd zdecydował o zastosowaniu aresztu tymczasowego wobec Roberta S. na okres trzech miesięcy, a jego partnerka została objęta dozorem policyjnym i ma zakaz kontaktu z córką. Oboje usłyszeli poważne zarzuty, które mogą zakończyć się karą do ośmiu lat więzienia. Niezwykle smutny fakt jest taki, że rodzina nie korzystała z pomocy społecznej, co zdaje się być kolejnym dowodem na to, jak niewielka jest rozpoznawalność problemów kryzysowych w niektórych środowiskach.
Zapatrzeni w swoje sprawy sąsiedzi twierdzą, że nie zauważyli nic niepokojącego w zachowaniu rodziny. Pytanie, które ciśnie się na usta: jak można było nie dostrzec tego piekła, które działo się za zamkniętymi drzwiami?