Sędzia w Teksasie wstrzymał wykonanie kary śmierci dla pierwszego mężczyzny w USA, który został skazany za morderstwo związane z tak zwanym „syndromem dziecka potrząsanego”. Decyzja sądu zapadła półtorej godziny przed planowaną egzekucją, gdyż pojawiły się nowe dowody mogące dowodzić niewinności skazania.
Sprawa Roberta Robersona
Robert Roberson został skazany na śmierć w 2003 roku za śmierć swojej dwuletniej córki Nikki. Wówczas ustalono, że zmarła ona w wyniku przemocy. Ojciec dziecka i jego obrońcy od samego początku twierdzili, iż przyczyną zgonu były obrażenia wynikłe z zapalenia płuc, co jednak nie znalazło uznania u prokuratury, która twierdziła, że to Roberson zabił dziewczynkę.
W czwartek, na krótko przed planowanym podaniem śmiertelnego zastrzyku, sąd zdecydował o zawieszeniu egzekucji. Decyzja ta została podjęta po tym, jak prokurator generalny Teksasu złożył wniosek o przesłuchanie Robersona w przyszłym tygodniu. Mężczyzna miał zginąć o godzinie 18 czasu lokalnego.
Głosy w obronie skazania
Wstrzymanie egzekucji poparło wiele osób, w tym ponad 80 prawodawców z różnych ugrupowań, eksperci z dziedziny medycyny i prawa, a także zwolennicy kary śmierci. Wszyscy podkreślali, że wyrok oparty był na przestarzałych podstawach naukowych, które nie uwzględniały nowych odkryć dotyczących „syndromu dziecka potrząsanego”.
Adwokaci Robersona zwracali uwagę na fakt, że niesłusznie posądzono go o brak emocji, co miało być jednym z argumentów przeciwko niemu. Twierdzili, że jego rzekomy autyzm, który nie był zdiagnozowany w czasie, gdy zmarła Nikki, mógł być błędnie zinterpretowany przez policję i służby medyczne.
Prawda o zgonie Nikki
Robert Roberson relacjonował, że jego córka spadła z łóżka 31 stycznia 2002 roku. Po kilku godzinach, gdy zauważył, że dziewczynka nie oddycha, przewiózł ją do szpitala, gdzie stwierdzono jej zgon. Lekarze od razu zwrócili uwagę na siniaki na głowie, obrzęk mózgu oraz krwawienie zza oczami, co wzbudziło ich podejrzenia dotyczące przemocowego charakteru zgonu.
Dzień po incydencie Roberson został aresztowany i oskarżony o morderstwo. W momencie przeprowadzenia sekcji zwłok ustalono, że śmierć Nikki była wynikiem urazu głowy. Jego prawnikom udało się jednak zwrócić uwagę na to, że dziewczynka przyjmowała leki, które mogły być potencjalnie niebezpieczne i przyczynić się do jej stanu zdrowia. Dowodząc, że zarówno przyczyny medyczne, jak i upadek mogły prowadzić do tragicznych konsekwencji, stawiali pod znakiem zapytania wydany wcześniej wyrok.
Źródło/foto: Interia