W wielu polskich miastach dostrzega się niepokojący trend, gdzie lokalni samorządowcy tworzą mechanizmy umożliwiające im czerpanie korzyści finansowych poprzez wymianę miejsc w radach nadzorczych spółek, które podlegają ich jurysdykcji. „Gazeta Wyborcza” zidentyfikowała liczne przypadki tego zjawiska w różnych województwach, rzucając światło na sytuację, którą wcześniej opisał Onet.
Rada Nadzorcza – rzeczywistość i wynagrodzenie
Rada nadzorcza, według definicji, to organ spółki z ograniczoną odpowiedzialnością lub spółki akcyjnej, który spotyka się jedynie raz na kwartał, a podczas spotkań jest odpowiedzialny za kontrolę działań zarządu. Członkowie tych ciał mogą uczestniczyć w dyskusjach i przeglądach dokumentów, choć nie mają takiego obowiązku. W rzeczywistości jednak, spółki są nadzorowane głównie przez biura nadzoru właścicielskiego. Udział w radach nadzorczych wiąże się z wynagrodzeniem, które wypłacane jest co miesiąc.
Ukryta gra w wymianie stanowisk
W artykule „GW” podkreślono, że samorządowcy uznali te praktyki za świetną okazję do dodatkowego zarobku. Aby nie budzić podejrzeń, zaczęli poszukiwać posad poza granicami własnych miast i regionów. Zjawisko to zyskało miano „samorządowego Erasmusa” lub akcji „stołek za stołek”. Wiele wymian stołków wykazywało skomplikowane i złożone sekwencje, obejmujące wiele samorządów.
Przypadek Sutryka
Jacek Sutryk, który zdobył dyplom MBA w Collegium Humanum, co umożliwiło mu zasiadanie w radach nadzorczych spółek komunalnych i państwowych, miał rzekomo otrzymać łapówkę, co jednak sam stanowczo zaprzecza. Udział w trzech radach przyniósł mu ponad 230 tys. zł wynagrodzenia.
Jak wynika z raportu „GW”, Sutryk był członkiem nie tylko lokalnych Kolei Dolnośląskich, ale również Regionalnego Centrum Gospodarki Wodno-Ściekowej w Tychach oraz Śląskiego Centrum Logistyki w Gliwicach.
Sieci wzajemności w regionach
Gazeta zauważyła, że samorządowcy z Górnego Śląska i Zagłębia liczyli na wzajemność. Na przykład prezydent Dąbrowy Górniczej, Marcin Bazylak, zasiadał w radzie nadzorczej Wrocławskich Mieszkań. Równocześnie sam uczestniczył w wymianie stanowisk w swoim regionie, pełniąc funkcję w radzie nadzorczej zabrzańskiej spółki Zarząd Budynków Mieszkaniowych – Towarzystwo Budownictwa Społecznego od 29 kwietnia 2020 r. do 8 maja 2024 r.
W artykule wspomniano także, że system wymiany stanowisk ma swoje odnoga, prowadząc z Zabrza do Częstochowy, a także z Wrocławia do Wielkopolski. Niestety, nie tylko te regiony są dotknięte tymi praktykami, bo i w województwie łódzkim można natknąć się na podobne przypadki.
Zmiany w prawie samorządowym
Na horyzoncie pojawiają się zmiany prawne, bowiem nowa ustawa, obowiązująca od 2024 r., zabrania wójtom, burmistrzom i prezydentom zasiadania w radach spółek państwowych i komunalnych. To posiadać ma wymiar obejmujący wszelkie spółki, w tym te z udziałem innych samorządów. Warto jednak zauważyć, że nowelizacja nie dotyczy wiceprezydentów, radnych czy dyrektorów wydziałów i departamentów.
Zarząd Związku Miast Polskich, na czele z Sutrykiem, postuluje jednak uchwałę o zniesienie zakazu zasiadania w spółkach, co nadwątliłoby zasady dotyczące konfliktu interesów. Część osób zaangażowanych w życie lokalnych społeczności zaczęła określać tę inicjatywę mianem „lex Sutryk”.
Obawy aktywistów
Aktywiści podnoszą głos, by zmiany te wprowadziły większą przejrzystość i kontrolę społeczną. Jan Mencwel, radny z Warszawy z organizacji Miasto Jest Nasze, zwrócił uwagę, że afera Jacka Sutryka powinna być impulsem do istotnych reform w samorządach, jednak jego koledzy nie wykazali się chęcią działania i gratyfikacji w tym zakresie.
Szymon Osowski z Sieci Obywatelskiej — Watchdog Polska, skrytykował tę sytuację jako dowód na niewłaściwe zarządzanie majątkiem publicznym przez wąską grupę włodarzy. „Niektórzy uważają, że samorząd działa sprawnie, ale na pewno nie w zakresie przestrzegania zasad dotyczących konfliktu interesów”, podsumował.
Rzeczywistość w polskich samorządach wymaga zatem pilnej rewizji, aby zadbać o przejrzystość i wyniki działań, które powinny być realizowane w interesie mieszkańców, a nie lokalnych elit.
Źródło/foto: Onet.pl
Barbara Ilnicka / East News