Dzisiaj jest 15 listopada 2024 r.
Chcę dodać własny artykuł

Nielegalne korzystanie z „kogutów” przez rządowe samochody. Politycy w defensywie.

Samochody z ministerstwa środowiska i klimatu poruszały się po ulicach z włączonymi sygnałami błyskowymi, mimo że nie przysługują im żadne przywileje. Informację tę ujawnił „Super Express”, wskazując na poważne wykroczenia, które można by nazwać nadużyciem. Ministerstwo zapewnia, że w pojazdach tych nie było polityków, ale jeden z długoletnich kierowców marnotrawi tę wersję, nazywając ją „wymówką”. — Regularnie odpowiadamy za decyzje, które podejmują nasi przełożeni — podkreślił w rozmowie z Onetem.

PROFESJONALIZM CZY AROGANCJA?

Ministerstwo potwierdziło, że w zeszłym miesiącu miało miejsce naganne zdarzenie. Zgłoszono użycie sygnału niebieskiego w samochodzie służbowym, kiedy kierowca podróżował w celach prywatnych. Resort podjął natychmiastowe działania, zlecając zakończenie współpracy z kierowcą jeszcze tego samego dnia. Jednak skandal nie kończy się na jednym wypadku — ministerialni kierowcy nie mają jednolitych zasad, według których powinni działać.

NIEBEZPIECZNE MANIPULACJE

Na dowód całej sprawy „Super Express” zamieścił zdjęcie czarnej Toyoty Camry, która poruszała się z włączonym sygnałem świetlnym w ruchu miejskim. Wiceminister klimatu Miłosz Motyka stwierdził, że „wyjaśniamy tę sprawę” i podkreślił, iż incydent miał miejsce w czasie, gdy w ministerialnych samochodach nie znajdowali się żaden z ministrów. Z kolei anonimowy kierowca rzuca cień na te zapewnienia, zarzucając, że zawsze można znaleźć wymówki — nieobecność w aucie czy rzekome prowadzenie w sprawach prywatnych.

WIELOLETNIA PRAKTYKA

Pytany o perspektywę branży, do której należy, jeden z ministerialnych kierowców nie pozostawia złudzeń: — To nie pierwszy raz, gdy ponosimy odpowiedzialność za polecenia szefów. Niekiedy minister czy sekretarz stanu spieszy się tak bardzo, że przepisy ruchu drogowego przestają dla nich znaczyć cokolwiek. Kiedy nadchodzi chwila wstydu, zawsze pojawia się tłumaczenie: „nie widzieliśmy”, „byliśmy w tym aucie tylko przez chwilę” — dodaje.

Ministerstwo podejmuje działania wyjaśniające, ale jak zauważył nasz rozmówca, każdy kurs kierowcy powinien być dokładnie ewidencjonowany. Karty drogowe pozwalają na dokładne śledzenie tras, a jeśli one 'znikają’, to rodzi pytania o transparentność tych działań.

Wobec powyższego, czy można ufać instytucji, która zamiast dowodzić odpowiedzialności, zamiata sprawy pod dywan? Czas pokaże, ale jedno jest pewne — władza niechętnie przyznaje się do swoich błędów, a często próbuje zrzucać winę na tych, którzy wykonują ich rozkazy.

Źródło/foto: Onet.pl
Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl, Sławomir Kamiński/Agencja Wyborcza.pl / Agencja Wyborcza.

Już dziś dołącz do naszej społeczności i polub naszą stroną na Facebooku!
Polub na

Przeczytaj również:

Artykuły minuta po minucie