W najnowszym odcinku podcastu „Fronty Wojny” płk Maciej Matysiak, były wiceszef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, ujawnia kontrowersyjne zachowania Antoniego Macierewicza, kiedy pełnił on funkcję ministra obrony narodowej. Wspomina pamiętną odprawę przed wysłaniem żołnierzy do Afganistanu. — Wszyscy zdawali sobie sprawę, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca — stwierdza Matysiak.
Odprawa w gabinecie ministra
Podczas odprawy oficerów kontrwywiadu w gabinecie Macierewicza, poza płk. Matysiakiem, obecni byli także ówczesny zastępca ministra oraz szef komórki odpowiedzialnej za przygotowanie oficerów. Jak relacjonuje Matysiak, odprawa była typowym pożegnaniem před wyruszeniem na misję. — Minister błogosławił nas na drogę, życząc, byśmy wrócili cali i zdrowi. Na koniec zazwyczaj pada pytanie: „Czy macie panowie jakiekolwiek pytania?” — dodaje były wiceszef SKW.
Niebezpieczna konfrontacja
W trakcie spotkania, jeden z oficerów miał odwagę zadać pytanie dotyczące swojej roli. Płk Matysiak wyjaśnia, że oficer kontrwywiadu nie powinien prowadzić działań operacyjno-rozpoznawczych, zwłaszcza za granicą, ponieważ nie posiada do tego wymaganych uprawnień. Minister Macierewicz jednak błyskawicznie zareagował, mówiąc: „Proszę nie wprowadzać nikogo w błąd. Jeśli mówię, że jesteście wyznaczeni, to jesteście!” Tak więc oficer, mimo świadomości nieprawidłowości, stanął w obliczu dylematu.
Realia misji w Afganistanie
— Jak zakończyła się ta historia? — pyta dziennikarz Marcin Wyrwał. — Oficerowie pojechali do Afganistanu — odpowiada Matysiak. — Zatem wykonywali swoje obowiązki w warunkach, które można określić jako dalekie od zgodności z prawem? — dopytuje Wyrwał. — Bardzo dalekie od prawa — przyznaje płk Matysiak, nie kryjąc swojego oburzenia.
Niepewny status oficerów
Były wiceszef SKW zwraca również uwagę na aspekt przejrzystości w służbach. Po likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych wszyscy żołnierze zostali przeniesieni do rezerwy kadrowej, co oznaczało, że de facto nie pełnili służby w kontrwywiadzie. Jak wspomina Matysiak, część z nich, w tym on sam, została jednak przez ministra obrony skierowana do wykonywania obowiązków w SKW, mimo braku formalnych uprawnień. — Nasz status był w zawieszeniu, a zakres obowiązków ograniczony. Wykonywaliśmy je, ale nie mieliśmy pełnych praw, jak etatowi funkcjonariusze — mówi z poważaniem.
Wygląda na to, że historia z Afganistanu może stanowić jedynie wierzchołek góry lodowej w skomplikowanej rzeczywistości polskich służb specjalnych. Co jeszcze skrywa mroczne rejestry? Czas pokaże.