Ostatni raz tak intensywne emocje towarzyszyły mi podczas egzaminu ustnego w trakcie studiów. Teraz, w podobnych okolicznościach, znalazłem się na eliminacjach do teleturnieju „Jeden z dziesięciu”. W moim odczuciu organizatorzy okazali się znacznie bardziej wyrozumiali niż Tadeusz Sznuk, prowadzący ten kultowy program telewizyjny.
INSPIRACJA Z HISTORII
Pomysł, by spróbować swoich sił w eliminacjach „Jednego z dziesięciu”, zrodził się w mojej głowie pod koniec 2023 roku. Inspiracją była historia Artura Baranowskiego, mieszkańca wsi Śliwniki w województwie łódzkim, z którego również pochodzę. Przypomnijmy: Baranowski dotarł do finału 140. sezonu teleturnieju po znakomitym występie, odpowiadając na wszystkie 40 pytań w końcowym etapie. Niestety, nie mógł stawić się na finale, ponieważ jego auto zepsuło się w drodze do Lublina.
Mimo pechowego zakończenia, zdobył ogromną sympatię widzów oraz nieoficjalny tytuł „króla” programu. Moje zgłoszenie do eliminacji miało na celu sprawdzenie, czy tzw. „efekt króla Artura” wpłynął na innych uczestników, którzy przyjeżdżali do eliminacji.
OSOBISTE WSPOMNIENIA
Zgłoszenie stało się również sentymentalną podróżą do moich własnych lat młodzieńczych. W „Jednym z dziesięciu” wystąpiłem ćwierć wieku temu. W swoim odcinku, niestety, odpadłem jako ostatni przed finałową trójką, ale nagranie mojej przygody, zarejestrowane na kasecie VHS, do dziś krąży podczas rodzinnych spotkań.
Możliwość porównania przebiegu eliminacji sprzed lat z obecnymi zasadami była dla mnie fascynująca. Wówczas zgłaszałem się, wysyłając pocztówkę, a po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi, udawałem się do jednej z warszawskich szkół.
NOWE CZASY, NOWE ZASADY
Eliminacje sprzed dwóch dekad przypominały szkolną kartkówkę, gdzie uczestnicy odnosili się do 20 otwartych pytań na pisemnym arkuszu. Można było popełnić kilka błędów, a dokładna liczba złych odpowiedzi decydowała o możliwości występu w telewizji. Wśród moich poprawnych odpowiedzi znalazła się informacja, że „Przygody dobrego wojaka Szwejka” napisał Jarosław Haszek, co wówczas odkrywałem.
Gdy na przełomie 2023 i 2024 roku próbowałem zarejestrować się przez internet, formularz był nieaktywny. Nie wiem, czy to efekt ogromnej liczby zgłoszeń po wyczynach Baranowskiego, ale po kilku nieudanych próbach zapomniałem o swoim planie. Powróciłem do niego w połowie ubiegłego roku, gdy formularz znów działał, a zaproszenie, tym razem drogą mailową, otrzymałem tuż przed Świętami Bożego Narodzenia.
PRZED ELIMINACJAMI
W e-mailu z zaproszeniem szczegółowo opisano, jak będą wyglądały eliminacje: rozmowa kwalifikacyjna oraz test składający się z 20 pytań na różne tematy, trwający od 5 do 10 minut. Dodatkowo poinformowano mnie, że nie mogę wziąć udziału, jeśli wystąpiłem w odcinku po 2021 roku, oraz poproszono o przywiezienie aktualnego zdjęcia legitymacyjnego do Warszawy.
Na miejscu okazało się, że godzinę wyznaczoną w zaproszeniu traktuje się orientacyjnie. Czekanie w korytarzu to norma, a uczestnicy eliminacji rozmawiają o swoich obawach i analizują pytania, które mogą paść podczas testu. Uśmiechnięty portier, pełniący funkcję dobrego ducha eliminacji, rozmawia z wychodzącymi i dodaje otuchy wszystkim.
NIEOCZEKIWANE SPOTKANIA
Podczas zawirowań w kolejce do eliminacji zadawane są pytania, m.in. o rzekomej obecności znanych zawodników teleturniejów. Tematem rozmów są również osoby, które ogłoszone jako „weterani” mają na koncie już kilka prób w programie, w porównaniu do nowicjuszy, pełnych wątpliwości i obaw. Wiele z nowych twarzy zaczęło oglądać „Jeden z dziesięciu” po wysłuchaniu historii Baranowskiego i postanowiło spróbować swoich sił.
Zaskoczony byłem widząc, ile młodych ludzi w wieku 20-30 lat stara się o udział w programie, co może szokować, biorąc pod uwagę, że powinni być już użytkownikami bardziej współczesnych platform niż tradycyjna telewizja.
TEST I EMOCJE
Niecierpliwe oczekiwanie w korytarzu zmienia się w energiczne rozmowy na temat pytań, które mogą pojawić się podczas eliminacji. Gdy wreszcie zostaję wezwany do sali, wypełniam formularz danych osobowych, a następnie losuję pytania. Odpowiedzi mające decydować o wynikach są jednocześnie ekscytujące i stresujące.
Pierwsze pytanie brzmi: „Kto został premierem Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie po śmierci Władysława Sikorskiego?” Odpowiadam szybko „Mikołajczyk” i dostaję pochwałę od egzaminatorki.
Jednakże odpowiedzi błędne, takie jak na pytanie o liczbę odnóży langusty, stają się pierwszym symptomem narastającego stresu. Mimo to moja egzaminatorka okazuje się być niezwykle wspierająca. Zachęca mnie do namysłu przy zadaniu dotyczącym zapisu rzymskiego na obecny rok, co prowadzi do momentu olśnienia, w którym udaje mi się znaleźć prawidłową odpowiedź: „MMXXV”. Ostateczne wyniki eliminacji pokazują 17 poprawnych odpowiedzi, co daje mi szansę na zaproszenie na nagranie programu między lutym a grudniem 2025 roku.
Opuszczam salę w euforii, ale z głębokim przekonaniem, że gdyby przy stoliku siedział ze mną Tadeusz Sznuk, zmierzylibyśmy się w zupełnie innych warunkach i zapewne eliminacje skończyłyby się zupełnie inaczej.