Władze i odpowiedzialne za bezpieczeństwo obywateli służby zapewniają nas, że są przygotowani na wypadek pojawienia się epidemii koronawirusa w Polsce. W rzeczywistości może jednak być inaczej – opowiedziała o tym nauczycielka z Żyrardowa, która wróciła niedawno z Włoch.
O całym procesie opowiedziała na łamach Super Expressu. – Byłam w Rimini u swojego partnera. Wtedy nie było jeszcze epidemii we Włoszech. Pierwsze doniesienia pojawiły się na trzy dni przed moim wyjazdem – mówi pani Agnieszka. Gdy wróciła, nie było żadnej kontroli w Modlinie, nikt jej nie badał, nikt nie sprawdzał temperatury ciała.
Dyrekcja szkoły, w której uczy bohaterka materiału, spanikowała i poprosiła, by nie przychodziła do szkoły.
Kiedy pani Agnieszka chciała zbadać się na własną rękę by wykluczyć możliwość zarażenia, zadzwoniła do swojej przychodni. Usłyszała, że ma absolutnie nie pojawiać się w przychodni i poradzić sobie sama. Komunikacją miejską dojechać do Warszawy i poszukać oddziału zakaźnego.
Nie było żadnej informacji na temat nazwy szpitala i adresu, pod który ma się zgłosić. tak naprawdę nikt nie zadbał o jej bezpieczeństwo. Ostatecznie pani Agnieszka pojechała do przychodni – do pierwszego lepszego lekarza, który dał tydzień zwolnienia i nie wskazał na żadne objawy zarażenia koronawirusem.
źródło: własne/ Super Express
Moim skromnym zdaniem Polska nie jest przygotowana na plagi egipski