Tragedia na S7: Zginęły cztery dzieci, kierowca tira nie potrafi wytłumaczyć, co się stało
— Nie wiem, co się wydarzyło — mówi Mateusz M., kierowca tira, który spowodował tragiczny karambol na drodze ekspresowej S7 w Trójmieście. W wypadku zginęło czworo dzieci. Mężczyzna, ze łzami w oczach, stara się przypomnieć, dlaczego nie zareagował na czas. — Sam przed sobą nie potrafię tego wytłumaczyć — dodaje w rozmowie z „Faktami” TVN. Jego żona dodaje: — My również jesteśmy rodzicami, którzy stracili dziecko, i wiem, że nie ma słów, które przyniosłyby pocieszenie. Może pewnego dnia znajdą w sobie siłę, by nam wybaczyć.
Fatalny wieczór na S7
Do wypadku doszło w piątek, 18 października, po godzinie 23 na odcinku S7 w okolicach Gdańska, gdzie trwały prace remontowe. W zderzeniu uczestniczyło 21 pojazdów, w tym 18 osobowych i trzy ciężarowe, w których podróżowało łącznie 56 osób. 37-letni kierowca tira, Mateusz M., uderzył z impetem w tył stojących aut. W wyniku zdarzenia życie straciły czworo dzieci: 7-letni Nikodem, 10-letni Mikołaj, 12-letni Tomek oraz 9-letnia Eliza.
Refleksje kierowcy
W rozmowie z reporterką „Faktów” Mateusz M. wyraził: — Gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym wszystko, by zmienić ten tragiczny bieg wydarzeń. Próbuje przypomnieć sobie moment wypadku: — Słyszałem tylko głuchy dźwięk rozbijanych samochodów, jeden za drugim. Naprawdę nie chciałem nikomu zaszkodzić. Nie rozumiem, co się stało, dlaczego nie zdążyłem zahamować.
Żona kierowcy na skraju załamania
W obliczu tej tragedii głos zabrała również żona mężczyzny. — Nasza córka ma tyle samo lat, co te dzieci. Kiedy na nią patrzymy, myślimy o nich — mówi, ledwo panując nad emocjami. Znając imiona zmarłych, kobieta, mimo iż nie prowadziła ciężarówki, w imieniu siebie i męża prosi o wybaczenie: — Jako rodzice, którzy również pochowali swoje dziecko, zdajemy sobie sprawę, że nie ma słów przynoszących ulgę. Może kiedyś znajdą odwagę, by spróbować nam wybaczyć.
Nowe ustalenia prokuratury
Ustalenia prokuratury wykazały, że Mateusz M. nie był w chwili wypadku pod wpływem alkoholu ani narkotyków. Nie używał telefonu podczas jazdy, a jego pojazd nie był przeładowany. Jednak najnowsze informacje wskazują, że kierowca tira przekroczył dozwoloną prędkość o blisko 40 km/h, a nie o mniej niż 10 km/h, jak wcześniej podawali śledczy.
Miejsce tragedii było w trakcie remontu, co rodzi pytania o jakość oznakowania na tym odcinku drogi. Po zdarzeniu w Internecie nie brakowało komentarzy sugerujących, że warunki były niebezpieczne, a brak odpowiednich informacji mógł przyczynić się do tej katastrofy.
Źródło/foto: Onet.pl
KPP Pruszcz Gdański / PAP