Miejscowy sztab kryzysowy w Stroniu Śląskim borykał się z ogromnymi trudnościami po katastrofalnym zdarzeniu. Marek Stan, były operator Jednostki Wojskowej GROM, który jednym z pierwszych dotarł na miejsce, podkreśla, że sytuacja była dramatyczna. Oczekiwania mieszkańców na wsparcie były ogromne, tymczasem groźbą stały się także kradzieże i rozboje.
Pęknięcie tamy i zalanie miasta
W ubiegłą niedzielę na rzece Morawka doszło do pęknięcia tamy, co spowodowało zalanie prawie całego Stronia Śląskiego. W krótkim czasie w mediach społecznościowych zaczęły pojawiać się zdjęcia i filmy przedstawiające potężną falę niszczącą wszystko na swojej drodze, łącznie z samochodami i budynkami. W wyniku tego zdarzenia zniszczeniu uległa ściana lokalnego posterunku policji.
Mobilizacja pomocy
Marek Stan otrzymał informację od Wojciecha Zacharkowa, dowódcy instruktorów w programie „Siły Specjalne Polska”, który stracił kontakt ze swoją żoną i córką. Postanowił jak najszybciej wyruszyć na pomoc do Stronia. Po dotarciu na miejsce, odkrył, że najbliżsi są bezpieczni, ale sytuacja kryzysowa wymagała pilnych działań. Spędził tam tydzień, angażując się w pomoc potrzebującym.
Brak organizacji i bezpieczeństwa
Na początku stan kryzysowy był chaotyczny, a sztab nie radził sobie z organizacją działań. Zagrażały też codzienne kradzieże i napady. – Można było się tego spodziewać w tak ekstremalnych okolicznościach – zauważa Marek Stan. Zdecydowano, że nie ma czasu na procedury, trzeba szybko i skutecznie ocenić, kto wymaga natychmiastowej pomocy.
Pomoc sąsiedzka i walka z szabrownikami
Grupa, w której działał Stan, skutecznie rozdzielała pomoc, a dostawy docierały z całego kraju. Docierali nawet do wsi, które były odcięte przez wodę. – Musieliśmy działać natychmiastowo, zanim wszystko zostało przejęte przez służby. W pewnym momencie zorganizowaliśmy leki dla osób chorych na nowotwory – wspomina.
Ludzie w potrzebie
Pomimo tragicznej sytuacji poszkodowani szybko przyzwyczajali się do nowej rzeczywistości. Stan zauważa, że ci, którzy stracili wszystko, potrafili docenić nawet najmniejszy gest wsparcia. – Ci ludzie są pełni nadziei i niezwykle wdzięczni za każdą pomoc – mówi. Jak dodaje, kryzys ujawnia zarówno słabości systemu zarządzania kryzysowego, jak i siłę ludzkiej solidarności w obliczu tragedii.
W miarę upływu dni, zdecydowano o przekazaniu Zarządzania Kryzysowego komendantowi wojewódzkiemu Państwowej Straży Pożarnej. Na terenach dotkniętych powodzią nadal występowały falowane działania przestępcze, a Stan musiał interweniować, by bronić jednego z podejrzewanych o kradzież przed rozwścieczonym tłumem.
Decyzje podejmowane w tak dramatycznych okolicznościach mogą wpływać na wiele żyć, a każdy dzień przynosił nowe wyzwania. Organizacja pomocy w takich momentach wymaga nie tylko sprawnych procedur, ale i ludzkiej empatii oraz inicjatywy.
Anna Nicz
Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: anna.nicz@firma.interia.pl
Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
Źródło/foto: Interia