Nowe kontrowersje wokół Szymona Hołowni i Collegium Humanum nie przestają zadziwiać. Według ustaleń tygodnika „Newsweek”, nazwisko marszałka Sejmu miało się znaleźć na liście studentów warszawskiej uczelni, a były pracownicy uczelni twierdzą, że widzieli jego podpis pod przyrzeczeniem studenckim. Tymczasem rzeczniczka Hołowni, Katarzyna Karpa-Świderek, stanowczo temu zaprzecza, a sam polityk milczy, nie odpowiadając na pytania redakcji.
SPRAWY NIE WYGLĄDAJĄ JEDNOZNACZNIE
Nowy rozdział tej sprawy to informacje, które zostały przekazane przez informatorów tygodnika. Według nich, rektor Collegium Humanum miał chwalić się tym, że „ma Hołownię na liście”. Co więcej, Paweł Cz., jeden z pracowników uczelni, miał osobiście wprowadzać oceny, mimo że lider Polski 2050 nigdy nie uczestniczył w zajęciach ani nie zdawał egzaminów. Doniesienia mówią również o tym, że rzekome zaliczenia były przepisane z poziomów, które Hołownia uzyskał na SWPS. Cz. miał przy tym twierdzić, że opiera się na „doświadczeniu życiowo-zawodowym” studenta.
POLITYK ODRZUCA ZARZUTY
W obliczu narastających spekulacji, marszałek Sejmu w dalszym ciągu milczy. Jego rzeczniczka, Katarzyna Karpa-Świderek, kategorycznie stwierdziła: „Marszałek Sejmu Szymon Hołownia nigdy nie studiował na Collegium Humanum, nigdy nie wniósł żadnych opłat na rzecz tej uczelni i nigdy nie uczestniczył w żadnych organizowanych przez nią zajęciach”. Nic dziwnego, że takie oświadczenia mają na celu rozwianie wątpliwości wśród opinii publicznej.
Na dodatek Michał Kobosko, również powiązany z sytuacją, potwierdza, że nie rozpoczął studiów na Collegium Humanum, ani nie wnieść żadnych opłat. „W związku z powyższym tym bardziej nie ukończyłem żadnych studiów ani nie odebrałem żadnego dyplomu” — zaznaczył polityk. Ciekawe, jak to wszystko wpłynie na wizerunek Hołowni w oczach jego wyborców oraz całej polskiej sceny politycznej.