Raport Głównego Urzędu Statystycznego „Ekonomiczne aspekty ochrony środowiska 2023” ukazuje zaskakujący obraz polskich inwestycji w obwałowania przeciwpowodziowe. Od 2010 roku wydatki na ten cel kształtowały się na poziomie od około 240 do niemal 939 milionów złotych rocznie. Ciekawe, że rozpiętość kwot jest tak ogromna, w czym kryje się niewątpliwie nie tylko konieczność, ale i nasza narodowa skłonność do zaniedbań, które potrafią nas zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie.
INWESTYCJE, CZY PREWENCJA?
W obliczu skutków katastrof naturalnych, które regularnie nawiedzają Polskę, można by zakładać, że nakłady na ochronę przeciwpowodziową powinny wciąż rosnąć. Niestety, rzeczywistość często odbiega od idealnego scenariusza. Czasami ma się wrażenie, że sytuacja jest traktowana po macoszemu, a zapobiegawcze działania są podejmowane w obliczu nadchodzącej katastrofy, a nie w jej zapobieganiu. Aż strach pomyśleć, jak wyglądałaby sytuacja, gdyby majestatyczna Odra postanowiła pokazać, kto tu rządzi.
DLACZEGO TAK NISKO?
Wielu specjalistów wskazuje na konieczność systematycznego inwestowania w obwałowania oraz inne formy ochrony przed żywiołami. Warto się zastanowić, dlaczego wydatki na ten cel są tak zmienne. Być może to efekt populistycznej polityki, gdzie krótkoterminowe zyski zyskują przewagę nad długofalowym myśleniem o bezpieczeństwie społecznym. Jak długo jeszcze będziemy grać w rosyjską ruletkę z żywiołami, zanim zmienimy podejście do ochrony przed powodziami na bardziej zrównoważone i konsekwentne?