Wczoraj, 6 stycznia, na trasie S5 w rejonie węzła Leszno (województwo wielkopolskie) doszło do niecodziennego zdarzenia. Osobowy ford stanął w ogniu, a 41-letni kierowca z Jeleniej Góry początkowo wydawał się zdeterminowany, by zwalczyć pożar. Szybko okazało się jednak, że to on sam potrzebuje pomocy. Noc spędzi w policyjnym areszcie, nie wracając do domu.
POŻAR I TRAGEDIA NA DRODZIE
O godzinie 15:00 na ruchliwej trasie S5 kierowca forda próbował walczyć z płomieniami, które wydobywały się spod maski jego pojazdu. Na miejsce wezwana została policja, a atmosfera nagle stała się jeszcze bardziej napięta. Jak przekazała podkomisarz Monika Żymełka, rzecznik prasowy policji w Lesznie, funkcjonariusze zauważyli wyraźny zapach alkoholu, gdy zbliżyli się do kierowcy. W wyniku badania alkomatem okazało się, że mężczyzna miał w wydychanym powietrzu około 1,5 promila alkoholu. Dodatkowo w systemie ujawniono, że posiadał sądowy zakaz kierowania pojazdami.
ABSURDALNA SYTUACJA NA DRODZE
Pomimo dramatycznej sytuacji, pijany kierowca może uważać się za szczęściarza. Pożar jego auta nie spowodował żadnych ofiar, co w obliczu jego destrukcyjnego zachowania wydaje się wręcz niewiarygodne. Teraz będzie musiał stawić czoła konsekwencjom swojego czynu, w tym oskarżeniu o kierowanie pojazdem w stanie nietrzeźwości, co może mu przynieść karę do 3 lat pozbawienia wolności. Policja podjęła działania, by ustalić wszystkie okoliczności zdarzenia — na szczęście mężczyzna podróżował sam.