Dzisiaj jest 19 września 2024 r.
Chcę dodać własny artykuł

Ewakuacja w mgnieniu oka po wydaniu komendy „GEJZER”

Na Śląsku Opolskim zapanowały silne emocje. Część mieszkańców odczuwa frustrację i bezsilność, podczas gdy inni starają się jak najlepiej pomagać oraz ratować, co tylko się da. W Jarnołtówku dowiedzieliśmy się, jak przebiega ewakuacja, gdy ogłoszone zostaje hasło „GEJZER”. W Głuchołazach natomiast zszokowały nas ogromne zniszczenia. Nasza podróż zaprowadziła nas również do Nysy, gdzie w poniedziałek wprowadzono ewakuację.

Podczas pierwszego dnia tygodnia naszą trasę po zalanych miejscowościach rozpoczynamy w Moszczance, położonej na południu województwa opolskiego. Po drodze przejeżdżamy przez Prudnik, który dobę wcześniej był praktycznie odcięty przez powódź. W mieście pozostały ślady po katastrofalnej wodnej fali – błoto, porozrzucane worki z piaskiem oraz poważne zniszczenia.

Wkrótce docieramy do Złotego Potoku, gdzie rzeka w ostatnich dniach przybrała ciemny kolor. Widzimy wyrwany mostek i spotykamy dwoje mieszkańców, którzy niedawno powrócili do swoich stron. Oni także zostali objęci ewakuacją, a w niedzielę po południu służby obawiały się, że woda w Jarnołtówku może zniszczyć najbliższe wsie, jeśli tama ulegnie zniszczeniu.

Rozmawiając z naszymi rozmówcami, dowiadujemy się, że skorzystali z pomocy znajomych. Wiele osób jednak musiało uciekać na własną rękę w stronę wyżej położonych miejsc wypoczynkowych lub podstawionymi autobusami do Prudnika, gdzie zorganizowano dla ewakuowanych miejsca w szkole i schronisku.

W Moszczance sytuacja wygląda smutno. Woda z Złotego Potoku zerwała drogi, a ludzi na ulicach jest niewielu. Spotykamy posła Witolda Zembaczyńskiego, który, podobnie jak my, przemieszcza się w stronę Moszczanki z Prudnika. Pokazuje zdjęcia zniszczeń w regionie, gdzie w niektórych domach woda dotarła do stropów piwnic, a podłogi zostały podniesione.

Kilka minut później trafiamy na zniszczoną drogę w Moszczance, gdzie starosta prudnicki Radosław Roszkowski ocenia skutki powodzi. Mówi o dynamicznej sytuacji i o tym, że los powiatu będzie zależał od wydarzeń w nadchodzących godzinach. Podkreśla, że straty materialne są znaczne.

Przypomina, że jego ojciec, Jan Roszkowski, był burmistrzem Prudnika w 1997 roku i sam zauważył, że każdy w końcu doznaje swojego rodzaju powodzi. Pytamy o stan tamy; pomimo początkowych obaw, poziom wody spada, a konstrukcja nadal pozostaje stabilna. Starosta wyjaśnia, że z najnowszej analizy Wód Polskich wynika, że źle zinterpretowano sygnały dotyczące struktury tamy. Na wale pojawiła się powierzchniowa woda, co wzbudziło niepotrzebny alarm.

W sytuacji kryzysowej ogłoszono ewakuację mieszkańców, a działania służb ilustruje hasło „GEJZER”, które oznaczało konieczność natychmiastowego opuszczenia terenu. Obawy o bezpieczeństwo były uzasadnione – o tym, jak wyglądała ewakuacja, opowiadają mieszkańcy Jarnołtówka. Jeden z nich żartobliwie komentuje, że strażak przybył na quadzie oraz, że nakazano uciekać.

Dotarcie do tamy okazuje się kłopotliwe ze względu na podmytą drogę. Mimo że tama wytrzymuje, zniszczenia w pobliskich wsiach są znaczne, zwłaszcza w okolicach potoku. Jak to bywa przy dużych katastrofach, skutki dotykają także codzienne życie mieszkańców – nie ma prądu, a brak dostępu do wody z kolei powoduje, że życie staje się jeszcze trudniejsze.

Wroczenie do przyczyn katastrofy ukazuje, że nie tylko intensywne opady były odpowiedzialne za zniszczenia. Mieszkańcy opowiadają o zasypywaniu przepustów, co uniemożliwiło odpływ wody. Z zaporą związane są także pozytywne opinie, ale zgodnie z zapewnieniami policji istnieje ryzyko, że konstrukcja może nie wytrzymać.

Zmiany w Głuchołazach, gdzie woda nieco opadła, dają nam obraz zniszczeń – miasto zmaga się z zalanymi ulicami, powalonymi mostami oraz zniszczonymi lokalami. Mimo trudnych warunków mieszkańcy mobilizują siły do sprzątania, a pomoc płynie ze wszystkich stron. Jednak miasta potrzebują również co najmniej podstawowych zapasów. Podobnie jak w Nysie, gdzie ogłoszono ewakuację, a sytuacja wydaje się krytyczna.

Kiedy przybyliśmy do Nysy, większość ludzi opuściła miasto. Na ulicach krząta się kilka osób, a w powietrzu unosi się napięcie. Wiele lokali jest zamkniętych, a mieszkańcy znajdują się w niepewności, nie mogąc przewidzieć kolejnych kroków. Sposób, w jaki wszyscy reagują na kryzys, ukazuje, jak trudnymi chwilami jest ten czas dla mieszkańców całego regionu. Z niecierpliwością czekamy na dalsze wieści w sprawie sytuacji i planowanych działań, które mogą pomóc w odbudowie.

Jakub Krzywiecki

Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na jakub.krzywiecki@firma.interia.pl

Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj nasze artykuły!

Źródło/foto: Interia

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments

Przeczytaj również:

Artykuły minuta po minucie