Interesujący incydent związany z bezpieczeństwem prezydenta Andrzeja Dudy wyszedł na jaw dzięki Tomaszowi Drwalowi, byłemu zawodnikowi MMA, który od dłuższego czasu mieszka w pobliżu głowy państwa. W opublikowanym w sieci nagraniu 42-latek podzielił się zaskakującą historią, która rzuca cień na pracę ochrony prezydenta. Zdarzenie miało miejsce kilka dni temu i wzbudziło spore kontrowersje, których dobrym podsumowaniem jest opinia Jerzego Dziewulskiego, byłego osobistego ochroniarza Aleksandra Kwaśniewskiego.
NEKROLOG OCHRONY?
W swoim najnowszym filmie na YouTube Drwal zadał istotne pytania dotyczące bezpieczeństwa prezydenta: „Czy jesteśmy odpowiednio chronieni? Czy możemy liczyć na pomoc państwa, czy jedynie na siebie?” Incydent, który opisuje, miał miejsce 11 stycznia w nocy, kiedy to silny wiatr powalił drzewo na jego dom, a część konarów znajdowała się również na posesji prezydenta.
HAŁAS I NIEDOSTRZEŻENIE
Były sportowiec nie krył oburzenia tym, że ochrona nie zareagowała na hałas związany z przewróceniem się drzewa. „Huk był tak głośny, że sąsiedzi go słyszeli. Ku mojemu zdziwieniu, nikt z ochrony nawet się nie zorientował, co się stało. Powinni przynajmniej zapytać, czy potrzebna jest pomoc” – relacjonował Drwal. Dodał, że to jego żona zadzwoniła na straż pożarną, gdyż SOP-owcy nie wpadli na to, by zareagować na sytuację.
W miarę rozwoju sytuacji, ex-zawodnik MMA mówił o spięciu z ekipą remontową, która chciała zabezpieczyć wspólny dach. „Ekipę remontową próbowano wpuścić, ale odmawiali, bo prezydent spał. W końcu dodzwoniłem się do niego i okazało się, że wiedział o sprawie dzięki zdjęciu od sąsiada. Zdziwiłem się, że ochrona nie podjęła żadnych działań” – relacjonował Drwal.
SPRAWY LEGALNE W GRZE
Były zawodnik MMA nie wyklucza podjęcia kroków prawnych w tej sprawie, dodając: „Będę robił swoje!” Na pytania dotyczące całego zajścia Biuro Ochrony Rządu jak dotąd nie odniosło się.
W analizie tego incydentu Jerzy Dziewulski wskazuje na niepokojące zaniedbania ze strony funkcjonariuszy SOP. „Przynajmniej powinni byli zadzwonić na straż pożarną. To ich obowiązek! Nie można tego tłumaczyć brakiem zagrożenia, bo każdy incydent na posesji wymaga reakcji” – ocenia Dziewulski, nie kryjąc dezaprobaty wobec sposobu, w jaki funkcjonariusze wypełniają swoje obowiązki. „To jest klasyczne olewactwo i brak profesjonalizmu” – podsumowuje.
Cała sytuacja podnosi ważne pytania o bezpieczeństwo na najwyższych szczeblach władzy i adekwatność działań odpowiedzialnych za ochronę kluczowych postaci w kraju. Czas pokaże, jakie kroki zostaną podjęte w tej sprawie.