Donald Tusk, premier Polski, otrzymał od prezydenta Turcji, Recepa Erdogana, cenny prezent, którego historia sięga 1745 roku. Mimo wartości historycznej i materialnej podarunku, ustawowy obowiązek zarejestrowania go w rejestrze korzyści nie został spełniony, a termin na dokonanie zgłoszenia już minął. W tej sytuacji Centrum Informacyjne Rządu podjęło się wyjaśnienia postawy Tuska, jednak jego zachowanie może wiązać się z potencjalnymi konsekwencjami prawno-karnymi.
REKORDOWA WARTOŚĆ PREZENTU
Na swoim profilu w portalu X Tusk umieścił zdjęcie „prezentu” od Erdogana — listu, który został wysłany z Polski do wielkiego wezyra osmańskiego, Sejjida Hasana Paszy. W treści listu zawarte są podziękowania za dbałość o pokój w Europie. Dokument ten, prawdopodobnie autorstwa wielkiego kanclerza Andrzeja Stanisława Załuskiego, Tusk określił jako „symbol pokoju i przyjaźni między naszymi narodami, wciąż aktualny”.
Z prawnego punktu widzenia, prezenty o wartości przekraczającej 50% najniższego wynagrodzenia, które w Polsce wynosi 760 zł, muszą zostać zgłoszone do rejestru korzyści w ciągu 30 dni od ich otrzymania. Wartość listu od Erdogana bez wątpienia przekracza tę kwotę, a Tusk nie dopełnił swojego obowiązku w tym zakresie.
NOWE WYJAŚNIENIA CZY ZMYŁKA?
Centrum Informacyjne Rządu tłumaczy sytuację, wskazując, że prezent jest przeznaczony dla narodu polskiego, a nie dla samego Tuska. To upominek, który ma trafić do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a w przyszłości być może będzie prezentowany podczas Nocy Muzeów. „Prezenty otrzymywane przez premiera w imieniu i na rzecz państwa polskiego pozostają w zasobach KPRM i nie stanowią bezpośredniej korzyści dla premiera RP” — wyjaśnia CIR w odpowiedzi na pytania dziennikarzy.
Warto również zaznaczyć, że według doniesień „Rzeczpospolitej”, Donald Tusk od momentu objęcia urzędu nie zgłosił żadnego innego prezentu, chociaż w przeszłości przestrzegał tych przepisów. Nie można więc wykluczyć, że ta sytuacja wzbudzi więcej pytań dotyczących obowiązków publicznych polityków.
KARY ZA NIEDOPATRYWANIE?
Julia Pitera, była minister ds. korupcji w pierwszym rządzie Tuska, odnosi się do sprawy, wskazując na problem ignorowania rejestru korzyści przez polityków. Jak zauważa, jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest brak wyraźnych sankcji karnych za niedopatrzenia. Przypomina również o sprawie posła PiS Łukasza Mejzy, który usłyszał zarzuty dotyczące niepoprawnych oświadczeń majątkowych, w tym dotyczących braku wpisu do rejestru korzyści, co może zagrażać również Tuskowi. Takie przewinienia mogą skutkować nawet karą do trzech lat więzienia.
W kontekście całej sytuacji nasuwa się pytanie: czy brak zgłoszenia prezentu jest tylko administracyjnym zaniedbaniem, czy może kryje się za tym coś więcej? Czas pokaże, jak rozwinie się ta sprawa.
Źródło/foto: Onet.pl PAP/Albert Zawada.